WYJAŚNIENIA WANDY DOTYCZĄCE OBRAZU MATKI BOŻEJ CZĘSTOCHOWSKIEJ
Gdy ciotka Wandy, Leonardowa Siemieńska w Żytnie, z powodu podeszłego wieku, nie mogła już bywać w kościele na nabożeństwie, ubierała sobie w pokoju ołtarzyk z obrazem Matki Bożej Częstochowskiej i przed nim się modliła.
W roku 1872, powróciwszy z kościoła, odwiedziłem pobożną staruszkę. Zastałem tam Wandę z ciotką i kilku służącymi panami modlących się razem. Po modlitwie, gdy służba się rozeszła, wpatrując się w obraz Matki Bożej Częstochowskiej, rozpocząłem z Wandą następującą rozmowę:
„Pan Jezus dał Wandzie tę łaskę, że często widuje Mat kę Boską i Pana Jezusa. Proszę mi powiedzieć, czy w ob razie Matki Bożej Częstochowskiej jest podobieństwo do Tej, która się Wandzie pokazywała".
Żebym mogła na to odpowiedzieć - rzekła Wanda musiałabym widzieć z bliska oryginalny obraz Matki Bożej Częstochowskiej i dobrze mu się przypatrzeć. Widziałam go kilka razy, ale z daleka, a przy moim krótkim wzroku nie mogłam nawet dobrze pochwycić rysów twarzy. Kopie tego obrazu są bardzo różne i mało do siebie podobne, niewiele z nich mogę wywnioskować. To tylko powiem, że kolor twarzy i rąk Matki Bożej, którą miałam szczęście widzieć, nie był czarny i nie mógł taki być, bo Matka Boska nie była Murzynką, ale Semitką - a Semici nie są czarnego ani miedzianego koloru. Twarz Matki Bożej była nieco ściągła i jakby ogorzała od słońca, pełna jakiegoś nadziemskiego wesela, oczy niebieskie, na wskroś przenikające, włosy blond, ręce i stopy drobne i nadzwyczaj kształtne. Cała postać była tak piękna, że z żadną pięknością przedstawioną przez najzdolniejszych malarzy, ani też spotykaną w naturze wśród żyjących, klasycznych piękności nie da się porównać. Jej piękność tym bardziej zachwycała, że miała jakąś nadzwyczajną majestatyczną powagę połączoną z niesłychaną prostotą i naturalnością, bez żadnych pretensji. Jej powierzchowność nakazywała głębokie poszanowanie, a zarazem wzbudzała zaufanie bez granic i dziwnie pociągała do siebie. Była to piękność niebiańska, na której określenie brakuje słów. Twarz Jej trochę inaczej wyglądała w chwilach radosnych niż w chwilach smutnych i bolesnych, ale to jej niebiańskiej piękności ani koloru nie zmieniało - zawsze była: «jaśniejsza nad słońce i śliczniejsza nad gwiazdy», jak opiewa kościelna pieśń.
W niektórych obrazach, przekopiowanych z częstochowskiego, mniej ciemnych, a więc jasnych, z twarzą nieco ściągłą, pogodną, z oczami niebieskimi, żywymi, jest pewne podobieństwo - ale w tych zamazanych i marsowatych żadnego podobieństwa z Najświętszą Marią Panną, którą miałam szczęście widzieć, nie znajduję. Jestem pewna, że obraz Matki Boskiej zaraz po wymalowaniu go przez św. Łukasza był jasny (jak np. obraz M.B. Kodeńskiej jest jasny, a przecież jest przemalowany z figury rzeźbionej przez św. Łukasza), a przynajmniej nie był taki ciemny, jak jest teraz, że tę zmianę sprawiły wieki i różne koleje, jakie obraz przechodził.
Wiadomo, że był przechowywany jako największa świętość i najdroższa pamiątka wśród zgromadzenia dziewic, jakby zakonnic, które w początkach chrześcijaństwa musiały się ukrywać przed prześladowaniami żydów i pogan. Mieszkały nieraz w wilgotnych i zakurzonych norach, co bardzo szkodliwie wpływało na obraz i go zabrudzało. Pobożne niewiasty starały się zmywać brud, mimo woli ścierając pierwotny koloryt i zmieniając na wizerunku rysy twarzy. Zamiast oczyszczać, jeszcze bardziej go brudziły. Ileż to było wypadków, że nieumiejętne odnawianie obrazów zmieniło je nie do poznania, lub popsuło nawet najpiękniejsze.
Następnie, gdy Kościół otrzymał swobody, obraz z Jerozolimy przywiozła do Konstantynopola św. Helena, matka cesarza Konstantyna, i umieściła w kaplicy pałacowej w 326 roku. Aby umożliwić wiernym oddawanie mu czci, umieszczono go w kościele, obstawiono lampkami i świeczkami palącymi się prawie przez cały dzień, a często do późnej nocy, według wschodniego zwyczaju, a podczas uroczystych nabożeństw palono przed nim dużo kadzidła. Tłuszczowy kopeć z lamp, kopeć ze świec i dym z kadzideł pomieszane z kurzem z posadzki i z parą wyziewaną przez ludzi zebranych w kościele osiadał na obrazie, wżerał się weń, niszczył pierwotne rysy świętego oblicza i pokrywał je ciemną powłoką.
Potem obraz dostał się na Ruś do zamku bełzkiego, własności księcia opolskiego, gdzie w czasie napadu Tatarów strzała trafiła w szyję postaci świętej na obrazie i ten znak dotąd jest na nim widoczny. Z Bełzu, dla bezpieczeństwa, książę opolski przywiózł obraz do Częstochowy i umieścił go w kaplicy na Jasnej Górze, potem zbudował klasztor i osiedlił w nim paulinów dla obsługi świętego wizerunku. Tam też obraz ten dotąd pozostaje. I tu jednak napadli go husyci, obraz zabrali, potłukli, wrzucili w błoto. Chociaż przez Polaków był podniesiony, a staraniem króla Jagiełły zreperowany i wstawiony do ołtarza, jednak ślady zniszczenia pozostały. Tu w dalszym ciągu palą się świece i lampy, wznoszą się dymy kadzideł, kurz i para, to wszystko osiada na obrazie powiększa warstwę zaciemniającą święte oblicze Najświętszej Marii Panny.
Ze względu na głębokie uszanowanie tej najczcigodniejszej i najstarszej pamiątki chrześcijaństwa, tak ściśle związanej z historią narodu polskiego, nikomu do głowy nie przyszło odświeżenie jej i wydobycie pierwotnych rysów i kolorów zmienionych i zatartych przez czas. Niech już tak sobie będzie ten święty wizerunek naszej Królowej, dopóki go z końcem świata aniołowie do nieba nie za niosą, a z nim łez wylanych w jasnogórskiej kaplicy przez polski naród w różnych utrapieniach, a szczególnie podczas prześladowania wrogów zewnętrznych i niezgod wewnętrznych... Niech nam się zdaje, że litościwa Matka nasza Królowa, współczując z nami i bolejąc nad grzechami całego świata, prześliczna, pełna łagodności dobroci zakryła swoją twarz zasłoną smutku i żałoby. Starajmy się poprawić nasze obyczaje, wrócić do cnotliwego życia pierwszych chrześcijan, a ujrzymy rozweselone oblicze naszej Matki i Królowej.
Malarze niepotrzebnie wysilają się na kopie zupełnie ciemne, robią nawet Matce Najświętszej i Jej Boskiemu Synowi bezkształtne twarze i ręce - tym sposobem niebiańskie piękności przemieniają mimo woli w coś ordynarnego. To się nie godzi. Zwrócę uwagę mówi Wanda-że Matki Bożej nigdy nie widziałam z nagim Dzieciątkiem ani w zalotnym stroju światowej damy, a malarze nieraz taką malują wbrew prawdzie i przyzwoitości”.
(…)
„O Matko, ozdobo całego nieba… jakże Was ludzie mało znają, a nie starają się poznać przez czytanie dzieł świętych ojców… Jakże Was mało kochają, jeżeli pozwalają Waszym wrogom powtarzać uchybiające Wam zdania… O Jezu! O Maryjo! Wzbudźcie wśród nas święte dusze, które by Wam wynagradzały krzywdy wyrządzone przez grzeszników”
„Jeżeli wierzymy, że św. Łukasz na prośbę miłujących Pana Jezusa napisał Ewangelię według opowiadania Najświętszej Maryi Panny - tym bardziej musimy wierzyć, że na prośbę miłujących Matkę Najświętszą, będąc malarzem i czcicielem tej najlepszej Matki, malował Jej wizerunki i że jeden z tych wizerunków mamy na Jasnej Górze w Częstochowie. Ta wiara przywiązała nas do tego świętego obrazu, jak do najczulszej Matki. U Jego stóp nasz naród w największych niebezpieczeństwach szukał pomocy i zawsze ją znajdował... W tym obrazie czci Ją jako swoją Królową i gotów przelać krew w Jej obronie. Dopóki ta wiara i miłość będą nas ożywiały, możemy być pewni naszego istnienia”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz