Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Książka. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Książka. Pokaż wszystkie posty
O książce, która miała największy wpływ na twórczość Sigrid Undset

czerwca 05, 2024

O książce, która miała największy wpływ na twórczość Sigrid Undset

 

Czy zastanawialiście się kiedyś, jaka książka mogła mieć największy wpływ na Sigrid Undset w jej dzieciństwie? Jaka literatura pomogła jej ukształtować przyszły warsztat pisarski?  Sigrid pisze o książce, która miała na nią największy wpływ w swoich esejach, na które trafiłam w języku angielskim i przytoczę Wam ciekawy fragment: 


„Wszystkie książki na półkach mojego dziadka były oprawione w jakiś rodzaj skóry z marmurkowym papierem. Duże, średnie i małe tomy wyglądały niezwykle zachęcająco. Jako nastolatka byłam zatwardziałym molem książkowym, a stare gospodarstwo dziadka oferowało tak wiele zakamarków, do których można było uciec z ekscytującą książką, skryć się bezpiecznie przed ingerencją dorosłych w długie, gorące letnie dni i jasne, różowe letnie wieczory, które kojarzę z pięknym zapachem siana i krów oraz wypełniającą powietrze żywą muzyką koników polnych. Była tam stara stodoła i altana w ogrodzie za domem oraz pole, na którym dziewczyny wybielały pościel w dawnych czasach, zanim Vollan Gård stał się zakładem pracy przymusowej dla włóczęgów i frywolnych dziewcząt z Trondheim, pod nadzorem mojego pobożnego dziadka. Z przyjemnością w takich warunkach oddawałam się studiowaniu półek z dziadkowymi książkami. Stały tam tomy zbiorów kazań, tomy opowiadań o szczególnie wyraźnym wątku moralnym. 


(…)


„Zastanawiam się, czy to jest tu coś co przypadnie ci do gustu, Sigrid", powiedział pan Mark. Mały tom, który wyciągnął spod stosu innych książek, wydawał się tak niewiarygodnie czarny jak reszta domowej biblioteki. Mogłam wyglądać na raczej zdezorientowaną, kiedy czytałam na stronie tytułowej „Saga Njåla”. Pan Mark zachichotał: „Po prostu spróbuj, moja dziewczynko, a zobaczymy, czy jesteś wystarczająco dorosła, aby coś z tego wydobyć”.


Przy takim wyzwaniu nie mogło być oczywiście mowy o poddaniu się, nawet jeśli czytanie sagi o Njålu było na początku trochę bitwą. Ale to nie trwało długo. Dobrze ukryta w małych zaroślach za łąką wkrótce byłam tak zanurzona w opowieści o dawnych czasach na Islandii, że zapomniałam, że moim opiekunowie odjechali, aby zabrać babcię do miasta na zakupy. Nie miałam innego pragnienia, jak tylko zostać pozostawioną w spokoju z tą książką, która przedstawiała tak nowy i cudownie prawdziwy świat. Czytałam o synach Njåla, którzy wpadli w zasadzkę wrogów w korycie rzeki: Skarphedin zsuwa się po zamarzniętym Markafljot, ktoś rzuca w niego tarczą, by się potknął, ale ten przeskakuje nad nią, wbijając siekierę w głowę najbliższego człowieka i jak ptak w locie, ślizga się dalej. Musiałem odłożyć książkę i zakopać twarz w trawie. Widzialam to tak wyraźnie, że było to aż bolesne: Skarphedin, z czarnymi włosami i bladą twarzą, pięknymi oczami i nabrzmiałymi ustami; lekkomyślny i nieprzewidywalny, mężny i przepełniony jakąś niejasną urazą wobec życia. Oczywiście mała dziewczynka nie była w stanie pojąć mistrzostwa autora w starej sadze z jego przedstawieniami nieszczęśliwego małżeństwa i złożonych postaci. Ale mała dziewczynka w pachnących latem zaroślach, drżała lekko od tych uczuć, które sprawiają, że dorosłe kobiety wiążą swój los z utalentowanymi odmieńcami i neurotykami.


Jako córka i towarzyszka archeologa nie byłam do końca obca światu sag. Znałam historię mojego kraju dość dobrze i byłam kuratorem "Muzeum Papy". Od najmłodszych lat widziałam i trzymałam w rękach narzędzia i akcesoria Wikingów. Łatwo było myśleć o tym ostatnim jako o naszyjnikach spoczywających niespokojnie na piersi pięknego, ale niegodziwego Hallgjerda lub upartej i wiernej żony Njåla (…)


Kiedy wróciliśmy do domu po wakacjach w Trondheim, mój ojciec pozwolił mi przeczytać mu na głos kilka sag. To była ostatnia zima, w której żył i nie mógł wyjść ze swojego pokoju. Zaledwie kilka dni przed śmiercią czytałam dla niego z Sagi Håvarda Isfjordinga. Być może dlatego przez wiele lat nie wierzyłam, że Saga Håvarda była jedną z najlepszych.


Niezależnie od tego, że w taki czy inny sposób sama byłam w stanie przeczytać sagi w młodym wieku, teraz uważam, że te historie ze średniowiecznej Islandii można by z radością przeczytać w każdym kraju. Pomysł, który może odstraszyć czytelników od sag, że są one tylko folklorem, nudnymi sprawami dla wszystkich oprócz inteligencji, jest całkowicie błędny. Rozumienie romantyka opiera się na założeniu, że stara literatura i muzyka ludowa były zawsze wyrazem czegoś, co nazywano duszą ludzi [folkesjelen]. W dawnych wiekach panował przymus tworzenia, pojmowany jako siła napędowa poetów. Wzniósł się jak promień słońca promieniujący na wszystkie rasy i ludy, zanim rozdzielił się na języki ognia i zstąpił na poszczególnych poetów. Niemieccy naukowcy (którzy przy okazji wnieśli doskonały dorobek w ramach filologii nordyckiej) z miłością pielęgnowali teorię, że literatura islandzka była interpretatorem duszy narodu nordyckiego. (…) Germańskie plemiona, które pochodziły z Azji, nie były podobne do ludów nordyckich. Niektóre plemiona osiedliły się w Europie Środkowej i zasymilowały się z plemionami celtyckimi i słowiańskimi. Niektórzy zamieszkiwali obszary przybrzeżne Bałtyku i Północnego Atlantyku i stali się morskimi narodami nordyckimi.


Istnieje poczucie, że sagi nie mogły powstać nigdzie indziej, jak tylko w społeczeństwie wolnych ludzi, którzy namiętnie przylgnęli do ziemi, którą kultywowali. Sama bieda tej ziemi zmusiła ich do podróżowania po całej Europie jako kupcy, Wikingowie, a w końcu jako pielgrzymi i studenci. Ale czy były to germańskie, nordyckie czy norweskie ludy, stara literatura islandzka jest rzeczywiście islandzka, a sagi są dziełami poszczególnych autorów. Niektórzy z nich byli dobrze wykształconymi mężczyznami, a jednocześnie świetnymi artystami, podobnie jak Snorre Sturlason, najbardziej znany z nich wszystkich. Inni byli utalentowanymi pisarzami, którzy potrafili nadać swojej twórczości dziki patos tragedii, czarnego humoru czy wdzięku (…)


Islandzkie sagi powstały na skrzyżowaniu narodu żyjącego w swoich szczególnych warunkach życia ze strumieniem kultury, który przez jakiś czas był powszechny w całej Europie. Stara kultura germańska była całkowicie niepiśmienna – tak niepiśmienna, że przez wieki plemiona germańskie miały alfabet liter wypożyczony z greki i łaciny, ale nigdy nie udało im się rozwinąć swojego pisma runicznego w spójne, które można by wykorzystać do pisania historii lub opowiadań. Runy były używane do drapania zaklęć na nagrobkach, broni i biżuterii, a ktokolwiek je opanował, był czarodziejem.


Wszystko to zmieniło się, gdy ludy Europy Północnej podjęły chrześcijaństwo. Młodzi mężczyźni, którzy chcieli wejść do kapłaństwa nowej wiary, musieli nauczyć się korzystać z ksiąg liturgicznych Kościoła katolickiego. Podróżowali do Anglii, Włoch, Niemiec czy Francji w celu edukacji. Po studiach w Paryżu uczony Sæmund z Odde założył na swojej farmie w domu na Islandii słynną szkołę, w której Snorre Sturlason otrzymał wykształcenie. Wielu innych młodych mężczyzn, którzy nie rozważali kapłaństwa, również szukało tych kościołów, katedr lub (późniejszych) szkół zakonnych. W tym pierwszym okresie naturalnie pisali po łacinie. (Najstarsze norweskie relacje historyczne, a także znana stara kronika duńska zostały napisane po łacinie.) Ale dobrze było dla krajów nordyckich, że zostały schrystianizowane, kiedy były, tak jak w całej chrześcijańskiej Europie nagle wyrosła literatura wernakularna. Islandczycy mieli już żywą pamięć o przeszłości swoich ludzi w czasie, gdy Islandia została skolonizowana przez norweskich mężczyzn o silnej woli, którzy opuścili własną ziemię, ponieważ nie przestrzegaliby praw królewskich, które zastąpiły ich własne - wyrazy ich własnych koncepcji sprawiedliwości i równości. To właśnie od niepamiętnych czasów robili marynarze z północy. W ten sposób wykorzystali to, czego nauczyli się w swojej szkole łacińskiej, aby położyć na pergaminie stare pieśni o nordyckich bogach i bohaterach, tezy akademickie i sagi. Obejmowało to wszystko, od rzetelnej historii krajów nordyckich i mniej lub bardziej poetyckich opowieści o ich przodkach, po całkowicie romantyczne i fantastyczne historie wykorzystujące wspólne europejskie wątki Merlina, Tristana i Izoldy i tym podobnych.


Ciekawostką jest to, że te islandzkie sagi rodzinne wciąż są bardzo żywe. Współcześnie z francuską i niemiecką opowieścią o rycerstwie, oprawione w średniowieczne społeczeństwo dawno zaginione. Ale podczas gdy napięcie w tych rycerskich opowieściach charakteryzuje się moralnością specyficznego dawnego otoczenia społecznego, namiętności i konflikty nakłaniające czyny sag są powszechnie ludzkie, a walki, o których mówią, zawsze znajdują się w ludzkiej naturze. W społeczeństwach o różnych strukturach bieg wydarzeń może być bardzo różny, ale siły napędowe są nieodłączną częścią naszej wspólnej ludzkiej natury.


Powtarzającym się tematem w większości sag jest konflikt między skłonnościami człowieka a jego przekonaniami; między jego sumieniem a moralnością otoczenia. (…) Wiele sag zostało spisanych w islandzkich klasztorach lub przez duchownych. Ludy nordyckie, nie tylko intelektualiści wśród nich, potraktowali nową wiarę poważnie, lecz żyli w społeczeństwie, którego struktura i moralność były jeszcze przedchrześcijańskie. Wielkim przykazaniem tej pogańskiej nauki moralnej była wierność rodzinie. Można by pomyśleć, że to ściśle zorganizowane pokrewieństwo krwi, w którym pierwszym obowiązkiem silnych i bogatych było ochrona członków rodziny, gdzie uciskanym, starszym i sierotom zagwarantowano pomoc i utrzymanie w rodzinie, a błyskotliwość lub sława, która otaczała jednego człowieka, rzuciła światło na całe plemię; można by pomyśleć, że to wszystko da każdemu indywidualne poczucie bezpieczeństwa i zwiększoną radość życia. Ale tak to nie działa w sagach. Niemal bez wyjątku widzą tę wzajemną zależność w obrębie klanu z punktu widzenia mężczyzny lub kobiety przez nią ograniczonej lub zmuszonej przez nią do nieszczęśliwych, tragicznych lub śmiesznych sytuacji. Opowiadają o odwiecznym konflikcie między pokoleniami: ojców i synów, którzy się nie lubią lub są wobec siebie podejrzliwi. Opowiadają o kłótni i niechętnych sojuszach między braćmi lub szwagrami, którzy nie mieli ze sobą nic wspólnego poza wymuszonym na nich obowiązkiem stania razem; o zamężnych kobietach, które czują się związane z ojcami i braćmi swoich mężów do tego stopnia, że gdy pojawia się konflikt między rodziną, w której się wychowali, a rodziną, w którą się wżenili, ich pozycja staje się tragiczna. Wierność klanowi nakłada na każdego człowieka obowiązek angażowania się w krwawe waśnie, które, dalekie od charakterystycznego dla społeczeństwa bezprawia, były jedynym środkiem, za pomocą którego decyzje sądowe mogły być wykonywane w społeczeństwie, które rozwinęło instrumenty prawodawstwa i orzeczeń, ale pozbawione było możliwości egzekwowania prawa. (…)


Ponieważ głównym tematem w sagach jest wieczny konflikt między sumieniem a otoczeniem, a jak niektóre z nich są opowiadane z tak niesamowitą umiejętnością, jestem zdania, że właśnie dlatego, że są one osadzone w odległej przeszłości, podkreślają najbardziej fundamentalne elementy ludzkiego życia, przynajmniej w cywilizacji naszego zachodniego świata, która opiera się na religijnej interpretacji życia, przedchrześcijańskiej, tak samo jak i chrześcijańskiej. Saga Njåla słusznie została uznana za chef d-œvre wśród sag, a także za najbogatsze i najbardziej zróżnicowane studium wszystkich typowych tematów sagi. Z czysto artystycznego punktu widzenia krótka saga Ravnkjell Frøysgode jest ukoronowaniem ich wszystkich. Osobiście uwielbiam oszałamiająco piękne sagi o Gisle Surssonie i Hørdzie Grimkjellsonie”


Sigrid Undset, “En bok som ble et vendepunkt i mitt liv” in Sigrid Undset: Essays og Artikler [Liv Bliksrud, ed.], Vol IV, pp. 775-782. Tłumaczenie na język angielski: Brendan Arthur

Tłumaczenie z angielskiego: Anna Maternowska-Frasunkiewicz 


Sigrid Undset - najwybitniejsza pisarka humanizmu katolickiego

marca 11, 2024

Sigrid Undset - najwybitniejsza pisarka humanizmu katolickiego

 

Gdy o mnie chodzi, to w miarę, jak wzrastałam, ilekroć wydawało mi się, że stawałam w swoim życiu w obliczu czegoś niewytłumaczalnego czy bezsensownego, tylekroć coraz bardziej upewniałam się w tym, że Kościół katolicki, i tylko on, ma rozwiązanie, na którym można się oprzeć, i ma odpowiedź na wszystkie życiowe pytania, obojętnie czy jest wygodnie, czy niewygodnie je zaakceptować, ale jest on jedyny, który zaspokaja moją skłonność do logicznego myślenia” 


Sigrid Undset - jedna z najwspanialszych powieściopisarek, uhonorowana Nagrodą Nobla w dziedzinie literatury. Jej powieści niesamowicie do mnie trafiają, tak jak powyższy cytat, który pochodzi z listu 41–letniej Sigrid Undset do jej 80–letniej znajomej pisarki szwedzkiej, Heleny Nyblom.


Undset zafascynowała mnie powieścią „Krzak gorejący”, w której główny bohater Paul konwertuje z protestantyzmu na katolicyzm. Ujęła mnie właśnie logicznym myśleniem. Mimo, że historia nie jest szalenie dynamiczna, porywa ciekawymi refleksjami i rozważaniami. Zakładam, że twórczość Undset była w jakimś stopniu odbiciem jej własnych doświadczeń, przeżyć i refleksji. 


Paul to kreacja bohatera, który myśli. Tymi myślami dzieli się z czytelnikiem w monologach, prowadzonych w duszy oraz w rozmowach z innymi bohaterami książki. 


Konwersacja między katolikiem a protestantką (Ruth) nie przypomina w niczym obecnie popularnego dialogu ekumenicznego, jest jednak pięknym przykładem, jak ów „dialog” wyglądać powinien. Paul opowiada o religii, przedstawia jej prawdy wiary, odpowiada na pytania i naucza, jak Chrystus przykazał. Nie ma tu wymiany myśli, że ja wezmę coś od ciebie, ty ode mnie, stworzymy coś nowego. To jest rozmowa, która ma szansę przyprowadzić rozproszone owieczki do stada. 


To co Paul poznaje jako KK, katolik poznaje zderzając się z Tradycją katolicką. To było moje największe odkrycie. Kilka lat temu mogłabym nie rozumieć części tekstu powieści. Szczególnie wtedy, gdy trafiamy na całe pasaże tekstów w języku łacińskim, na Mszę w dawnym rycie, która jest wszędzie taka sama - tak jak jest jeden, święty i powszechny Kościół, na cały ryt, który nie ogranicza się tylko do samej Mszy Świętej, ale mówi o roku liturgicznym, o sakramentach - szczególnie pięknie opisany jest w książce sakrament pojednania. Paul trafił do Tradycji katolickiej, która tak niedawno była ludziom znana jako Kościół Katolicki. 


Podczas czytania tej powieści przez głowę przewijało mi się mnóstwo myśli… 

Czy Paul by dziś konwertował na katolicyzm? 


Co się starło z Kościołem katolickim na przestrzeni ostatnich lat?


Trafiłam niedawno na informację, że w jednej polskiej parafii narzeczeni, którzy zamierzali zawrzeć związek małżeński, poprosili księdza, aby zamiast Ewangelii przeczytał im fragment „Małego Księcia”… pewnie mieli konta w mediach społecznościowych i czerpali z mądrości instagrama… Czy Paul wymieniłby swój protestantyzm na taki katolicyzm? 

Czy mógłby rozumowo doświadczyć głębi wiary katolickiej, czerpiąc z niego duchową radość, której nie myli się z popularną dzisiaj powierzchowną wesołkowatością? Czy emocjonalne uniesienia nie zasłoniłyby mu nauk katechizmowych? Paul nie szuka emocji, Paul szuka Prawdy. Nie szuka pasterza, który pachnie owcami, szuka Kościoła, który pachnie Chrystusem.


Podczas chrztu świętego w dawnym rycie rzymskim kapłan wypowiada słowa: „Effatha, to znaczy otwórz się. Abyś mógł poczuć woń Bożej słodyczy” - tych słów po SWII się już nie wypowiada, ale sama woń Bożej słodyczy jest dla mnie niezwykle wymowna, bo zakłada, że nozdrza nie będą zaciągały sie zapachem ciągle zmieniającej się współczesności, tylko będą szukały zapachu Boga. 


Undset pisze w taki sposób, że pokochałam jej powieści, mimo, że za samym gatunkiem nie przepadam. Ona jednak wiele przekazuje poprzez swoich bohaterów, odkurza to, co sie u nas zakurzyło, odsłania rozumem to, co zasłoniły emocje. Genialne powieści, genialna Undset, całym sercem zachęcam Was do sięgnięcia po „Krzak gorejący”, dziś szczególnie, bo przypada rocznica urodzin Sigrid Undset. Jestem bardzo wdzięczna, że trafiłam na tę autorkę, mam nadzieję, że jej twórczość odżyje w polskich domach ❤️



Zostawię kilka ciekawych cytatów z tej książki:


„Jeżeli człowiek ze swoich religijnych uczuć robi religię - to jest to rodzaj samogwałtu”


„Nie znajdziemy przedmiotu naszej miłości siedząc w naszym pokoju i oddając się niejasnym pragnieniom erotycznym - i tak samo nie znajdziemy Tego, który jest Bogiem, grzebiąc w naszych uczuciach, siedząc i pławając się w nieokreślonych nastrojach religijnych…”


„Wiara musi być w każdym przypadku także poznaniem, które nie powinno być naruszone własnymi uczuciami, podlegającymi zmiennym wahaniom i nastrojom”


„Każdy analfabeta w kraju katolickim - o ile tylko rozumie znaczenie czynności kapłana odprawiającego Mszę przy ołtarzu - dzierży w ręku klucz do światopoglądu o daleko trwalszych podstawach” s. 84


„Pomyślał o własnych dzieciach. Z pewnością życzył sobie, żeby mogły poznać i uznać własną słabość, ale pragnął, aby to zrobiły zastanawiając się nad doskonałością Boga, a nie ulegając pokusom”


„Dom był dla niego tylko miejscem, gdzie czuł się jak przykręcona lampa naftowa. Podobnie żyje większość mężczyzn. Kto wie, czy w ogóle jest wielu mężczyzn, którzy naprawdę mogliby szczerze powiedzieć, że kochają swój dom. Ale na szczęście nie ma potrzeby wyjaśniania takich prawd”


Paul (…) przekonał się, że więzy rodzinne i miłość między krewnymi to dwie różne rzeczy. Więzy te rodzą się ze spraw, które zmuszają człowieka do podporządkowania siebie i swoich interesów innym właśnie tym, z którymi żyje się w tym samym domu. One zmuszają człowieka do uwzględniania ich przyzwyczajeń. Są także codzienną pokusą, a przynajmniej okazją, do mówienia w domu o wszystkim, co nas samych zajmuje. Miłość natomiast jest napełniającym dom fluidem, który sprawia, że te więzy wydają się lekkie jak coś, co łączy ludzi, a jednak nie nakłada im kajdan. Nawet wspomnienie chwil, w których się zbyt poufnie wywnętrzało przed innym człowiekiem, może stać się dzięki miłości przyjemne, a nie wprost nieznośne”


„nic z tego, co mógłby dać swoim dzieciom albo dla nich zrobić, nie miało najmniejszej wartości, gdyby miały wyrosnąć nie poznając Boga”


„ - Pan Bóg, widzisz, jest taki - wszystko, co tylko zechce, staje się.

  • Ach, to tak jak mama! - zawołała radośnie Synne”


„Gdybym mógł ofiarować dzieciom wszystko, co świat może ludziom dać ze swoich wspaniałości - to i tak patrząc im w oczy nie śmiałbym zaprzeć się wiary w Boga”



„Die ewige Frau” [„Niewiasta wieczna”] Gertrud von le Fort [fragment tłumaczenia]

marca 11, 2024

„Die ewige Frau” [„Niewiasta wieczna”] Gertrud von le Fort [fragment tłumaczenia]


 „Żaden męski głos nie zastąpi głosu matki. Pytanie brzmi, w jaki sposób uwydatnić głos matki, by go nie zniekształcić? Świadomość, że nie istnieje prawo kobiety do posiadania dziecka, lecz jedynie prawo dziecka do posiadania matki, koresponduje z inną kobiecą świadomością naszych czasów: nie ma tak zwanego „prawa kobiet” do pracy i powołania, za to jest na świecie prawo dziecka do kobiety”

„Tak jak matka całkowicie oddaje swoje życie za dziecko w godzinie jego narodzin, tak samo jej życie po porodzie nie należy już do niej samej, ale do dziecka. (…) kobieta-matka jest kobietą zatopioną w dziecku. 


„Urodziła dziecko

Ku największemu szczęściu

i najgłębszemu smutkowi.

I jest teraz całkowicie bezradna 

w dziecięcym niemym pięknie”


Niezmierzona, naturalna miłość, która emanuje od matki i tworzy jednocześnie przestrzeń życiową, w której kształtuje się dziecko i formuje się jego osobowość, oznacza dla samej matki rezygnację i poświęcenie, aż do narażenia się na niebezpieczeństwo utraty własnej osobowości i formy - ta ofiara rozumiana jest również w sensie całkowicie heroicznym, ale jednocześnie absolutnie pozbawionym emocji. Tak jak heroiczna godzina narodzin dopełnia się za zasłoną, tak heroizm reszty życia matki dopełnia się w jego głębokiej niepozorności


fragmenty „Die ewige Frau” („Niewiasta wieczna”) 


więcej niebawem… 


Na zdjęciu młoda Gertrud von le Fort 🤎 

„Tomasz z Akwinu: przewodnik dla początkujących” Edward Feser [recenzja]

marca 07, 2024

„Tomasz z Akwinu: przewodnik dla początkujących” Edward Feser [recenzja]

 

Edward Feser (ur. 1968) to amerykański doktor filozofii i religioznawstwa, pisarz i wykładowca Pasadena City College w Kalifornii, ateista, który nawrócił się dzięki lekturze dzieł św. Tomasza z Akwinu i Arystotelesa. 


Feser nazywany jest przez National Review „jednym z najlepszych współczesnych pisarzy zajmujących się filozofią”. 

Jego główne zainteresowania badawcze obejmują filozofię umysłu, filozofię moralną i polityczną oraz filozofię religii. Feser pisze o polityce i kulturze w sposób konserwatywny; o religii natomiast z tradycyjnego rzymskokatolickiego punktu widzenia. Mieszka w Los Angeles z żoną i sześciorgiem dzieci.


Jego książka „Tomasz z Akwinu: Przewodnik dla początkujących”, wydana przez Instytut Dziedzictwa Europejskiego Andegavenum jest bardzo popularną lekturą wśród amerykańskich studentów, jednocześnie stanowi wprowadzenie do filozofii Akwinaty. Autor przedstawia życie i myśli tego niezwykle wpływowego średniowiecznego myśliciela.


Św. Tomasz z Akwinu to jeden z najbardziej wpływowych filozofów i teologów w historii myśli zachodniej. Stworzył on fundamenty współczesnych myśli filozoficznych, słynie ze swoich argumentów, przemawiających za istnieniem Boga. W tym przekonującym i wieloaspektowym wprowadzeniu do twórczości Akwinaty, Edward Feser przekonuje, że nie można w pełni zrozumieć filozofii tegoż wielkiego świętego myśliciela bez jego teologii i odwrotnie. Dzieło to obejmuje przemyślenia św. Tomasza z Akwinu na temat duszy, prawa naturalnego, metafizyki oraz interakcji wiary i rozumu. Jest niezastąpionym źródłem informacji dla studentów, ekspertów i dla zwykłego czytelnika. Nie wiem, czy w istocie nazwałabym tę książkę „przewodnikiem dla początkujących”. Treść dzieła dotyczy bowiem dyskusji na temat aktualnej filozofii analitycznej, a niektóre z tych dysput mogą być dla osoby początkującej dość wymagające (dla mnie były). Niemniej uważam, że to niezwykle ważny a nawet niezbędny przewodnik, gdyż Edward Feser podkreśla w nim kluczowe elementy myśli Św. Tomasza z Akwinu. To Feser staje się niejako naszym przewodnikiem w interpretacji św. Tomasza i z takim przewodnikiem czytelnik nie zginie w meandrach tych często wymagających myśli filozoficznych Akwinaty.




Autor w ciekawy sposób rozwija myśl o rozróżnieniu na istotę oraz istnienie. Dla Boga istota i istnienie są tym samym. Nie ma rodzaju zwanego „Bóg”, do którego można by zastosować kategorię istnienia. Ma to sens na poziomie stworzenia. Wiem czym jest np. „smok”. Niezależnie od tego, czy istnieje, czy nie, mam jasne pojęcie o jego istocie. W przypadku rzeczy istniejących ich istota musi być połączona z ich istnieniem. Nawet anioły będące czystą formą nie są tożsame ze swoim istnieniem. Są istotą związaną z aktem istnienia. Ciekawe rozumowanie, prawda? 



Feser pokazuje nam, w jaki sposób możemy odróżnić pojęcie aktu od możności. Bóg jest czystym aktem, bez niezrealizowanych mocy. Im więcej aktów ma istota, tym wyżej znajduje się w łańcuchu rzeczywistości. Bóg jest na górze. Na dole znajduje się materia pierwsza, będąca jedynie niezrealizowaną możnością. Podobnie ruch jest po prostu przejściem od możności do aktu.


Największą krzywdę, jaką kiedykolwiek wyrządzono Tomaszowi, wyrządziły antologie filozofii religii. Tomasz nigdy nie zamierzał czytać swoich 5 dróg bez bezpośredniego kontekstu w Sumie teologicznej oraz szerszego kontekstu jego prac jako całości. Feser pomaga nam uniknąć pułapek związanych z błędną interpretacją Tomasza. 


„Akwinata wyartykułował słynną myśl, że nie da się filozoficznie udowodnić, że świat miał początek w czasie i chociaż mimo to wierzył, że tak jest, utrzymywał, iż jest to prawda, która może być poznana tylko za pomocą Bożego objawienia (ST 1.46.2). Konsekwentnie, jego argumenty nie miały za zadanie pokazać, że Bóg powołał świat do istnienia w pewnym momencie w przeszłości (jak głosi Teoria Wielkiego Wybuchu). Przeciwnie, argumentował, że nawet gdyby świat zawsze istniał, Bóg zawsze musiałby istnieć tu i teraz, w przeciwnym razie pewne cechy, które świat przejawia tu i teraz, byłyby niewytłumaczalne”.


Istnieją dwa rodzaje szeregów przyczynowych. Istnieje szereg przyczynowy wypadków. W tym miejscu jedna sekwencja następuje po drugiej. Niektórzy apologeci twierdzą, że każdy skutek ma przyczynę, a ostateczną przyczyną musi być Bóg. To prawda, ale występują tu pewne trudności w szeregu przyczynowym wypadków.


Rozwiązanie Tomasza jest takie, istnieje inny typ szeregu przyczynowego. Jest to szereg przyczynowy sam w sobie. Jeśli ma charakter sekwencyjny, jest hierarchiczny. Każda możność aktualizuje się poprzez akt poprzedzający. Pozwala to Tomaszowi uniknąć zarzutu, że skoro filozofia nie może obalić wieczności wszechświata, to nie potrzebuje Boga jako przyczyny. Tomasz odpowiada, że ​​jest to prawdą w przypadku serii wypadków per se, a nie serii per se. Nawet gdyby wszechświat był wieczny, zawarte w nim moce wymagałyby swoistej aktualizacji: „gdy rozwijał on zagadnienie rozróżnienia na akt i możność, mianowicie fakt, że nic, co jest w możności, albo jest potencjalne, nie może zaktualizować samo siebie, dokładnie dlatego, że pozostaje tylko potencjalne a nie aktualne. Stąd to, co pozostaje samo w sobie już aktualne, może zaktualizować daną potencjalność i dlatego (biorąc pod uwagę, że ruch jest tylko aktualizacją możności) „cokolwiek się porusza, jest poruszane przez coś innego"


Tomasz jest dualistą, ale nie jest kartezjaninem ani platonistą. Feser wyjaśnia, że ​​„dusza” dla Akwinaty oznacza po prostu formę osoby. Dla Platona czy Kartezjusza dusza była dosłownie duchem w maszynie, ze wszystkimi związanymi z tym problemami. Tomasz nie potrzebuje tego ducha:


„Biorąc pod uwagę fakt, że jedynie razem dusza i ciało konstytuują osobę, trwanie duszy po śmierci nie może zostać poczytane jako przetrwanie osoby; kiedy Jan umiera, jego dusza trwa, lecz nie on, przynajmniej nie mówiąc ściśle. Jednak to, co daje przetrwanie duszy, to możliwość ponownego życia osoby. Wymagałoby to powtórnego przyłączenia duszy do materii, która niegdyś była przez tę duszę kształtowana, a więc zmartwychwstania jej ciała – czegoś, co nie może zostać dokonane w naturalny sposób, lecz tylko poprzez boską interwencję (CT 1.154). Ale bez przetrwania przynajmniej duszy po śmierci, nawet boska interwencja nie przyniosłaby ponownego istnienia osoby. To, co czyni zmartwychwstanie ciała osoby zmartwychwstaniem tej osoby, a nie zaledwie stworzeniem duplikatu oryginalnej osoby, to kontynuacja duszy między śmiercią i zmartwychwstaniem” - fenomenalny fragment, prawda? 


Prawo naturalne jest dla Tomasza ważne, ale nie najważniejsze. Poświęca mu zaskakująco mało miejsca. Tym, co jest ważniejsze i ma wyższy priorytet, jest Dobro. Prawo naturalne nie ma większego sensu bez uprzedniego zorientowania się na Dobro. Człowiek średniowieczny nie myślał w kategoriach „wartości”, ale w kategoriach Dobra, a Dobro jest już nieodłącznie związane z rzeczywistością.


Zostawię Wam fragment absolutnie fenomenalny, który chciałam gdzieś sobie wypisać, ostatecznie w tym miejscu będzie najbardziej bezpieczny i odpowiednio wyeksponowany: 


„Akwinata zidentyfikował trzy zasadnicze kategorie dóbr wewnętrznych w stosunku do naszej natury. Pierwsze jest to, które dzielimy wspólnie ze wszystkimi żywymi organizmami, czyli zachowanie naszego istnienia. Drugie jest to, które pozostaje wspólne szczególnie dla zwierząt, a więc pożycie płciowe i aktywności związane z wychowaniem potomstwa, które w naturalny sposób wypływają z tego pożycia. Trzecie jest to, które jest charakterystyczne dla nas - rozumnych zwierząt, czyli poznanie prawdy o Bogu i życie w społeczeństwie, „wystrzeganie się ignorancji" i,,unikanie obrażania tych, pośród których żyjemy" (ST I-II.94.2). Te dobra są hierarchicznie uporządkowane, co koresponduje z hierarchią żywych bytów (tj. tych z odpowiednio wegetatywną, zmysłową i rozumną duszą). Wyższe dobra zakładają te niższe; przykładowo, człowiek nie potrafi dążyć do prawdy, jeśli nie jest zdolny do utrzymania się w istnieniu. Jednak niższe dobra są podporządkowane tym wyższym, w tym sensie, że istnieją one przez wzgląd na te wyższe. Celem spełnienia wegetatywnych i zmysłowych aspektów naszej natury jest ostatecznie umożliwienie nam spełnienia definiującego nas racjonalnego aspektu naszej natury.


Co szczególnego mogłoby wypełnić tę naturę? Albo, inaczej mówiąc, na czym ostatecznie polega nasze dobro, a więc dobrostan i szczęście? Nie może to być bogactwo, ponieważ ono istnieje tylko ze względu na coś innego, co możemy osiągnąć za jego pomocą (ST I-II.2.1). Nie może to być honor, bo on przypada człowiekowi jedynie jako konsekwencja zrealizowania pewnego dobra, a więc nie może sam w sobie być ostatecznym dobrem (STI-II.2.2). Z podobnych powodów nie może to być ani sława, ani chwała, które i tak często są osiągane za rzeczy, które, w pierwszej kolejności, nie są rzeczywistymi dobrami (ST I–II.2.3). Nie może to też być władza, gdyż ona jest bardziej środkiem, aniżeli celem i może zostać wykorzystana do powodowania raczej zła, a nie autentycznego dobra (ST I-II.2.4). Nie może to być rozkosz, ponieważ przyjemność także jest bardziej skutkiem zrealizowania dobra, aniżeli realizacją samego dobra; tym bardziej dotyczy to cielesnej rozkoszy, bo ciało istnieje ze względu na duszę, która jest niematerialna (ST I–II.2.6). Z tej samej przyczyny, nie może to być żadne cielesne dobro jakiejkolwiek odmiany (STI-II.2.5). Ale też nie może to być dobro duszy, ponieważ dusza jako rzecz stworzona istnieje ze względu na coś innego (tj. ze względu na to, co ją stworzyło) (ST I-II.2.7). Oczywistym jest przeto, że to ostateczne dobro nie może zostać odnalezione w ogóle w jakiejkolwiek stworzonej rzeczy; nasz ostateczny cel może być tylko czymś, „co zaspokaja pożądanie całkowicie, poza czym nic innego nie może być chciane, a więc coś, co jest absolutnie doskonałe (ST I–II.2.8). I,,to może zostać odnalezione”, jak Akwinata skonkludował, nie w jakimkolwiek stworzeniu, lecz w samym Bogu... dlatego, że sam Bóg może usatysfakcjonować wolę człowieka... Bóg sam tworzy ludzkie szczęście" (STI-II.2.8)”. Wspaniała myśl, prawda?


Wniosek z lektury:


Feser stworzył doskonale opracowanie myśli Tomasza. Nie można błędnie zinterpretować Akwinaty z Feserem jako przewodnikiem. Jest to niewątpliwie fenomenalna, fascynująca wręcz książka dla wszystkich, którzy lubią snuć refleksje w ciągach przyczynowo-skutkowych. Zdecydowanie nie jest to lektura do kawy, to lektura do myślenia.