Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Tora. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Tora. Pokaż wszystkie posty
O hebrajskich znaczeniach znikających w tłumaczeniu Biblii

stycznia 21, 2024

O hebrajskich znaczeniach znikających w tłumaczeniu Biblii

 


Nasza lektura Biblii jest lekturą przekładu. Trzy czwarte lektur, które czytamy, to właśnie tłumaczenia. Biblia jest najczęściej tłumaczoną księgą świata. Jej niezrozumiałość nie wynika z niej samej, ale z niewystarczającego  tłumaczenia bądź brakujących komentarzy, których wymaga tekst, powstały w tak odległej przeszłości w kulturze semickiej.


Przekład nigdy nie będzie jednak w 100% identyczny z oryginałem, ponieważ warunki językowe języka docelowego nigdy nie będą całkowicie odpowiadały językowi wyjściowemu. Poza tym przekład zawsze będzie niósł ze sobą swego rodzaju interpretacje, żeby ułatwić zrozumienie tekstu, który czasowo i kulturowo jest współczesnemu człowiekowi bardzo odległy. 


Żyjemy w czasach, w których możemy swobodnie sięgać po Pismo Święte, ponieważ nie kosztuje tyle co średniowieczna wioska i jest dla nas dostępne w wielu tłumaczeniach. W przeciwieństwie do Tory czy Koranu, Biblia w tłumaczeniu nie traci swojego charakteru, ponieważ w chrześcijaństwie od początku mamy do czynienia z przeplataniem się a nawet „pomieszaniem” języków. Jesus mówił po aramejsku, hebrajsku i grecku - z Piłatem rozmawiał najprawdopodobniej po grecku (takie informacje wyniosłam z greki nowotestamentowej), uczniowie Chrystusa głosili Ewangelię po a aramejsku i grecku, pisali natomiast tylko po grecku. Zatem od początków Pierwszego Kościoła napotykamy na tematykę przekładu i transferu kulturowego treści Ewangelii poza świat semicki nie tylko na język grecki. Z czasem szybko pojawiają się kolejne języki chrześcijaństwa: koptyjski, ormiański, syryjski i łacina - za za tym kolejne tłumaczenia Biblii.



Nie jesteśmy w stanie stworzyć w języku polskim takiego obrazu, jaki maluje się przed kimś, kto czyta pierwsze księgi Starego Testamentu w oryginale, czyli w języku hebrajskim. Czytając Słowo Boże w przekładzie polskim obcujemy ze swego rodzaju interpretacją pośrednika - tłumacza. 


Mogę tu podać świetny przykład: W tradycji polskich przekładów Biblii z języka hebrajskiego zamiast „sprawujcie opiekę nad nią [ziemią] jest określenie oznaczające władzę i panowanie, np. w Biblii Tysiąclecia (wyd. 3): „abyście zaludnili ziemię i czynili ją sobie poddana", podobnie w drugiej części tego wiersza: „abyście panowali nad rybami morskimi, nad ptactwem powietrznym" itd. Niemalże identyczny przekład z języka łacińskiego znajdujemy w przekładzie Biblii Jakuba Wujka. Przekład Septuaginty - Biblia Pierwszego Kościoła w przekładzie ks Popowskiego pomija niuanse semantyczne leksyki hebrajskiej, a trzyma się greckiej. Otóż w całym dziedzictwie pisanym starożytnej Grecji rzeczownik KYRIOS, który jest głównym członem użytego tu czasownika KATAKYRIEUO (a także jako podstawa słowotwórcza czasownika KYRIEUO), ma, owszem, znaczenie „pan, władca", lecz także „stróż, opiekun". KATAKYRIEUO (podobnie KYRIEUO) zatem to albo „brać pod swoje panowanie, stawać się panem" czegoś, albo „opiekować się, być stróżem, być opiekunem" czegoś, Za wyborem w niniejszym przekładzie drugiego znaczenia przemawia też teologia Nowego Testamentu, gdzie wyraźniej niż w Starym Testamencie jest powiedziane, że panem całego stworzenia jest Bóg, a ściślej Syn Boży, człowiek natomiast jest dzierżawcą, opiekunem tego stworzenia lub współdziedzicem Syna Bożego. Może jednak warto by było zajrzeć do języka hebrajskiego? Z ogromną ciekawością sięgnęłam po hebrajsko-polski Stary Testament Torę z kodami gramatycznymi i transliteracją. W Rdz 1,28 znajdujemy tu słowo וְכִבְשָׁהָ czyli wəkibšuhā - dosłownie „ujarzmiajcie ją”. Niesamowite niuanse spotyka zatem ten fragment w zależności od tłumaczenia i od języka, z którego to tłumaczenie jest wykonywane. 



Język hebrajski maluje przed nami obraz nie tylko słowem, ale znaczeniami tego słowa, które dostrzega wyłącznie osoba posługująca się tym językiem. Przykład znajdujemy już w pierwszych słowach Starego Testamentu. Nazwa pierwszej księgi Tory to בְּרֵאשִׁית czyli „Bereszit” - co znaczy „Na początku”. Od tego słowa wzięła się nazwa całej księgi tłumaczonej na język polski przez ks Wujka jako Księga Rodzaju. W języku staropolskim słowo „rodzaj” znaczył tyle samo co „początek”. Dlaczego zatem z biegiem lat w języku polskim nie zmieniono nazwy pierwszej księgi? Otóż przez uzus językowy! Nazwa „Księga Rodzaju” była bowiem już silnie zakorzeniona w polskiej rzeczywistości językowej i duchowej. 


Arcyciekawym przykładem na to, że nie wystarczy oddać znaczenia wyrazu w języku docelowym, bo tekst oryginału zwykle może nieść ze sobą dodatkowe znaczenie są słowa o tym, że Adam został ukształtowany z prochu ziemi. Ten związek z ziemią subtelnie podkreśla hebrajskie współbrzmienie הָאָדָם  (ha'ādām) „człowiek”, z הָאֲדָמָה (haadāmâ) ,„ziemia” (Rdz 2,7). Nosi więc Adam w sobie to niezwykłe epitafium:„prochem jesteś i w proch się obrócisz!” (Rdz 3,19). Narracja nie zawiera opisu Adama (należy założyć, że miał cechy typowego człowieka), ponownie jednak hebrajska gra słów 'ādām – 'adāmâ łączy się z wyrazem „dm”, który oznacza „mieć czerwoną barwę”, co sugeruje rdzawy odcień ziemi. Ten związek Adama z ziemią, prochem i polem jest jedną z cech relacji Adama z całym porządkiem stworzenia.



W oryginale hebrajskim istnieje znacząca różnica między Adamem i Ewą. Kiedy Adam zostaje stworzony, używany jest czasownik „jacar” יצר . Oznacza to „On ulepił/ukształtował” i jest tym samym czasownikiem, którego używa się w odniesieniu do garncarza, który formuje naczynia z gliny. Czasownik „jacar” jest domyślnym słowem określającym boskie stworzenie i pojawia się wielokrotnie w Księdze Rodzaju. 


W przypadku stworzenia Ewy zamiast tego użyto czasownika „banah” בנה oznaczającego „zbudował” . To jedyne miejsce w Biblii, gdzie budowanie oznacza tworzenie. Dlaczego? Czasownik banah בנה jest spokrewniony ze słowem binah בינה oznaczającym „zrozumienie” i „inteligencję”.


Prorok Izajasz pisał o przyszłym Mesjaszu i powiedział, że z pnia Jessego wyrośnie pęd: „Spocznie na nim duch Pański, duch mądrości i zrozumienia (binah)” (Iz 11:2).



W tłumaczeniu z języka hebrajskiego całkowicie tracimy znaczenie imion biblijnych. 

Weźmy jako przykład postać trzeciego patriarchy Jakuba. W języku angielskim Jacob, po polsku Jakub, to tylko imię. Ale po hebrajsku Jakub to יַעֲקֹב Yaakov , co pochodzi od rdzenia עקב AKB, co oznacza „podążać”. Dzieje się tak dlatego, że w łonie matki Jakub chwycił swojego brata bliźniaka Ezawa za piętę (עָקֵב – akev ), ale ostatecznie urodził się jako drugi (Rdz 25:26). Jakub znaczy tyle, co „chwytak za piętę” :) W Biblii Pierwszego Kościoła w przypisach czytamy, że w imieniu „Jakub” kryje się znaczenie „Jahwe chroni”. Sugeruje to, że nosiciel tego imienia jest pod szczególną opieką Boga. W związku z tym, że Żydom nie wolno było wymieniać imienia Boga Jahwe, to na skutek brzmieniowego podobieństwa z innym wyrazem hebrajskim, który znaczy „pięta” ludowa etymologia uznała, że Jakub to ktoś, kto podstępnie chwyta za piętę i stara się mu przeszkodzić. Zwróćcie uwagę, że polski związek frazeologiczny „deptać komuś po piętach” w znaczeniu „śledzić kogoś” musiał wziąć swój początek właśnie od tego fragmentu Biblii. 


Zatem można przyjąć, że z hebrajskiego punktu widzenia imię Jakub nie jest pochlebne; skoro oznacza „naśladowcę” lub „drugi najlepszy”. Może dlatego hebrajski odbiorca tego fragmentu zakłada, że Bóg później zmienił Jakubowi imię. W Księdze Rodzaju 32 Jakub zmaga się z aniołem i otrzymuje nowe imię ישראל Izrael, składające się z dwóch słów: Izra („zwyciężył”) i El („Bóg”). Jacob nie musi już łapać brata za piętę. Izrael jest nowym, triumfalnym tytułem Jakuba, reprezentującym jego odkupienie.


Nazwa Izrael będzie miała długie i wzniosłe dziedzictwo. Dwunastu synów Jakuba nazywało siebie Izraelitami (a nie „Jakobitami”), a kiedy w XX wieku naród żydowski zjednoczył się, tworząc państwo, nazwał go Państwem Izrael. 


Jak widzicie mnóstwo treści kryje się w języku hebrajskim, równie tyle w greckim. Fascynuje mnie, jak dialog może się wywiązać między tymi dwoma przekładami, zanim zostaną finalnie przełożone na język polski.



Do napisania niniejszego artykułu posłużyłam  się książkami z Prymasowskiej Serii Biblijnej wydanej przez Oficynę Wydawniczą Vocatio:


  1. Hebrajsko-polski Stary Testament Tora
  2. Biblia w przekładzie ks. Jakuba Wujka
  3. Grecko-polski Nowy Testament
  4. Słownik symboliki biblijnej

Poza tym korzystałam z:

  1. Biblia Pierwszego Kościoła 
  2. Biblia Tysiąclecia
Serdecznie polecam Waszej uwadze mój wpis: O polskich przekładach Biblii.



Tora - rozmowa o pierwszych pięciu Księgach Biblii [recenzja]

lutego 17, 2023

Tora - rozmowa o pierwszych pięciu Księgach Biblii [recenzja]



Biblia to niewątpliwie najbardziej fascynująca księga świata. Choć w istocie słyszał o niej niemal każdy człowiek, to mało kto przeczytał w całości, a jeśli już przeczytał, to zapewne nie w językach oryginalnych. Zafascynowana językiem hebrajskim biblijnym chwyciłam za Księgę Rodzaju w wydaniu interlinearnym, a kiedy pojawiła się możliwość zrecenzowania książki prof. Majewskiego pt. „Tora”, wydanej nakładem Oficyny Wydawniczej Vocatio, nie wahałam się ani chwili - bardzo chciałam ją przeczytać właśnie w kontekście językowym i biblijnym.



Prof. Marcin Majewski to biblista, hebraista, dr hab. teologii, wykładowca Uniwersytetu Papieskiego Jana Pawła II w Krakowie oraz Uniwersytetu Jagiellońskiego. Członek krajowych i międzynarodowych towarzystw biblijnych i filologicznych. Książka, której jest współautorem, jest zapisem rozmowy z Pawłem Biedziakiem, teologiem, filozofem, związanym ze środowiskiem ewangelicznym. Rozmowa jest niezwykle wciągająca, wręcz elektryzująca, padają przemyślane, ciekawe pytania i zwięzłe odpowiedzi prof. Majewskiego. Z książki bije pewien magnetyzm. Krótka forma nie przeszkadza, by przekazać czytelnikowi mnóstwo informacji. Choć tytuł kojarzy się bardziej z judaizmem, książka skierowana jest raczej do chrześcijan, uwzględnia nomenklaturę protestancką - tj. nie będzie tu wzmianki o Św. Pawle tylko o Pawle Apostole - to istotna informacja dla tradycyjnych katolików. 




Tora, czyli pierwszych pięć ksiąg Starego Testamentu, to fundament zarówno dla judaizmu, jak i dla chrześcijaństwa. Nazwa pochodzi od greckiego słowa „Pentateuchos” czyli pięć zwojów, i odnosi się do ksiąg biblijnych, które Żydzi nazywają Torą. Jest to zwarta i kompozycyjnie samodzielna część ST, oczywiście warto ją czytać w kontekście innych ksiąg biblijnych. 


Pierwszych pięć utworów Biblii nazywanych bywa Księgami Mojżeszowymi, nie tyle jednak ze względu na bezpośrednie autorstwo Mojżesza - choćby dlatego, że język hebrajski, jaki znamy z Biblii, dopiero raczkował w jego czasach - ile na Mojżeszową inspirację, patronat, korzenie tradycji przekazywanej najpierw ustnie, później fragmentami spisywanej, a ostatecznie redagowanej przez środowisko żydowskich kapłanów w czasie niewoli babilońskiej oraz po powrocie z niej do Jerozolimy, czyli w VI, V, IV wieku p.n.e.




W książce pada wiele ciekawych odniesień do języka hebrajskiego: Hebrajskie nazwy ksiąg Tory układają się w jedno przesłanie: Bereszit, Szemot, Wajikra, Bemidbar. Czyli: na początku, (ich) imiona, zawołał, na pustyni... Cały Pięcioksig zawiera pierwsze, a więc fundamentalne słowa Boga skierowane do Izraelitów na pustyni - to było dla mnie niczym odkrycie! Niesamowicie ciekawe i odkrywcze było dla mnie przesłanie Księgi Szemot (Księgi Wyjścia)! Trzeba bowiem dobrze znać panteon bogów egipskich, aby zobaczyć, dlaczego opis plag jest polemiką z mitami na ich temat:

„Jest to więc walka z bożkami, a nie z ludźmi. Zamiana wód Nilu w krew to wyraźne uderzenie w Oxyrysa, z którego ta rzeka miała wypływać. Pomór bydła to walka z Apisem, przed stawianym tradycyjnie w postaci byka. Każda kolejna plaga pokazuje, kto jest prawdziwym Bogiem, a kto wymyślonym bo kiem. Dziewiąta plaga - ciemność - to uderzenie w kluczowego egipskiego boga Amon-Re, czyli boga słońce. Plagi egipskie, bedąc w istocie zakwestionowaniem panteonu bogów egipskich, przecierają równocześnie Izraelitom drogę do wolności. Zatem poprzez plagi Bóg staje po stronie człowieka przeciwko złu i zniewoleniu”, znalazłam tu sporo interesujących informacji i teologicznych interpretacji.


Forma dialogu, która stała się szkieletem książki, była dla mnie zaproszeniem do rozmowy, z którego niejednokrotnie korzystałam podczas lektury. Często miałam wrażenie, że jestem trzecim głosem w dyskusji, że chcę coś dopowiedzieć, uzupełnić, o coś zapytać, czemuś zaprzeczyć, poddać pod wątpliwość, poprosić o rozwinięcie tematu, bo mam wrażenie, że za mało odnosi się do katolików, odwołać się do Katechizmu Kościoła Katolickiego, odnieść się do kwestii Jom Kippur - o jak bardzo mi brakowało informacji o sakramentach KK! W tym przypadku nie było nawet wzmianki o spowiedzi świętej. Dość powierzchownie potraktowano temat składania ofiary w Wajikra (Księdze Kapłańskiej), sprowadzając go do współcześnie popularnej ofiarności serca, a to przecież drzwi do największego skarbu Kościoła Katolickiego, by odnieść się do Ofiary Eucharystii. Prawdopodobnie konsekwencją byłaby znacznie dłuższa rozmowa i tym samym grubsza książka, a może byłaby to jakaś kość niezgody, a może wywiązałaby się niezwykle ciekawa i budująca dyskusja - niemniej jako katoliczce bardzo mi tego odniesienia brakowało. Dlatego właśnie byłam tym trzecim cichym, ale niezwykle zaangażowanym głosem. To właśnie zaleta tej książki - prowokuje czytelnika i konfrontuje z jego wiedzą religijną. 


Cenię sobie tę rozmowę, bo uzupełniłam wiedzę, spojrzałam na pewne kwestie z zupełnie innej perspektywy, a najważniejsze jest to, że zmotywowałam się do ponownej, tym razem bardziej wnikliwej lektury pierwszych pięciu ksiąg Starego Testamentu. Brakowało mi tego, że nie mogę uczestniczyć realnie w tej rozmowie, ale taka to już rola książki.


Nie jest to typowa publikacja, która patetyczno-naukowym stylem może zniechęcić czytelnika. Wręcz przeciwnie! Wciąga bez reszty i prowokuje do refleksji. Wytłuszczone pytania pozwalają na powrót do wielu poruszanych tematów, pozycję uzupełniają czarno-białe mapy. Gdybym miała krótko podsumować tę książkę, powiedziałabym, że jest zalążkiem kiełkującej ciekawości, miejscami intrygująco-fascynująca, momentami z dużym potencjałem do rozwinięcia tematu. 160 stron to bardzo niewiele na tak wiele treści.


Książka w tradycyjnie papierowej formie dostępna jest TU, bądź jako EBook - TU.