Pokazywanie postów oznaczonych etykietą katolicyzm. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą katolicyzm. Pokaż wszystkie posty
Boskie Oblicze a kultura obrazu w masmediach

lutego 11, 2024

Boskie Oblicze a kultura obrazu w masmediach


 

Żyjemy w epoce rozwiniętych mediów i kultury obrazów. Czasem jeden obraz mówi człowiekowi więcej, niż tysiąc słów. Stąd popularność mediów społecznościowych, instagramowych zdjęć i kolorowych rolek. 


Książka, po którą sięgnęłam dzięki uprzejmości Wydawnictwa Jedność, maluje przede mną arcyciekawą historię, dedykowaną współczesnemu konsumentowi obrazów. Postmodernistyczny człowiek wypatruje i wierzy w tysiące absurdalnych rzeczy, od talizmanów i amuletów, poprzez horoskopy, wróżenie z fusów, po UFO i piramidy energetyczne. Człowiek po prostu nie może żyć bez wiary, podświadomie duchowo wciąż szuka Boga, jeśli nie wierzy w to co oczywiste i prawdziwe, czyli w Bożą Prawdę, znaną od 2000 lat, wcieloną w Chrystusie i objawioną w Nowym Testamencie, to swą wiarę skieruje w nicość, którą przerobi się na przedmiot rynkowy „szyty na miarę”. Tymczasem współczesny konsument obrazów zaczyna dostrzegać fotomontaże, fałszywe przerobione pod publikę zdjęcia, filtry. Zaczyna pragnąć autentyczności…, autentyczności, którą chciałby „udowodnić”. 



Książka, której tematem jest Boskie Oblicze, rozpoczyna się od słów: „Po pierwsze: istnieje autentyczny obraz Boga. Po drugie: przez długi czas miał go Watykan. Po trzecie: od około czterystu lat wizerunek ukrywa się przed światem w niewielkiej mieścinie. Po czwarte: jak go odnalazłem i obfotografowałem. Jesteś tam? Hej?”


zatrzymałam się na tych słowach… tylko my, chrześcijanie korzystamy z prawa do odmalowania Boga, a żydom i muzułmanom robić tego nie wolno. Tylko dla chrześcijan „Słowo stało się ciałem”.



Istnieją dwa prawdziwe niebiańskie obrazy, które są potwierdzeniem naszej wiary: jeden to autoportret Matki Bożej, który można zobaczyć w Meksyku-Tepeyac jako Najświętszą Dziewicę z Guadalupe. Drugi obraz pochodzi od naszego Pana Jezusa Chrystusa, który swój autoportret z Niedzieli Zmartwychwstania pozostawił na jedwabnej tkaninie w Manoppello we Włoszech, aby wszyscy mogli go zobaczyć. 



Paul Badde, urodzony w 1948 r., historyk, który  przez długi czas pracował jako redaktor w „Frankfurter Allgemiene Zeitung”, od 1998 roku jest redaktorem pisma „Die Welt”, obecnie jest korespondentem w Rzymie i w Watykanie. Dziennikarz nieprzypadkowo w epoce rządzących światem multimediów odkrywa niejako na nowo chustę z Manoppello, pozostawiając wątpienie wyłącznie agnostykom, którzy przedkładają przesądy ponad wiarę. 


Paul Badde przeprowadza na naszych oczach niejako pewien proces dowodowy, który powinien przeczytać absolutnie każdy! 



Podczas czytania dałam się ponieść euforii książki i tajemniczości płótna, na którym ma znajdować się fotograficzny wizerunek zmartwychwstałego człowieka. Autor postępuje bardzo skrupulatnie, sam mierzy płótno z Manoppello i przedstawia dowody, które demaskują wersję przechowywaną w Bazylice św. Piotra.



Od około 2000 lat krążyły pogłoski, że ludzkość posiada prawdziwy obraz, niemal fotografię Jezusa. Mówi się, że ten obraz nie został namalowany rękami ludzkimi. Miliony pielgrzymów czciły i wierzyły w ten obraz. W 1506 roku rozpoczęto prace nad budową kolumny w nowej Bazylice św. Piotra w Rzymie. Ale nagle nastąpiła katastrofa, której wymiar kryminalny rekonstruuje szczegółowo Paul Badde: obraz znika, jego istnienie ginie we mgle legend. Paul Badde bada zagadkę historyczną z detektywistyczną skrupulatnością. Z pomocą przychodzi mu przypadek. Setki elementów „układanki” idealnie do siebie pasują. I nagle staje w zaginionym miasteczku w Abruzji przed tkaniną wykonaną z jedwabiu muszlowego, najdroższej tkaniny w starożytności – i musi sobie powiedzieć: To jest wizerunek Jezusa. Świat jest zaproszony do krytycznej oceny jego odkryć, a Ty, drogi Czytelniku, zaproszony jesteś do lektury tej arcyciekawe książki. 




Skrupulatne badania naukowe nie są fikcją, lecz opierają się na sprawdzalnych faktach; gęstość łańcucha dowodów i ich rygorystyczność są imponujące i w rzeczywistości: nie ma ani jednego dowodu naukowego, który by zaprzeczał przedstawianym w książce faktom. „Chusta wydaje się malowana światłem, bo pod mikroskopem nie odkryto w ogóle żadnych śladów farby. Natomiast po podświetlenie wizerunek robi się przejrzysty jak szkło i znikają też kompletnie załamania”. Choć bisior jest odporny na kolory, to jednak nie jest malowany (jak niedawno odkrył prof. Baraldi, wbrew sensacyjnym doniesieniom ZDF). Badde ustala, że ​​chusta z Manoppello nie reaguje na parametry koloru. Autor w imponujący sposób opisuje swoją drogę badawczą, w szczególności interesujące są spotkania z siostrą Blandiną, która wprawiła w ruch łańcuch przyczynowo-skutkowy z początkowo wyśmiewaną, a obecnie zweryfikowaną tezą o zgodności Całunu Turyńskiego z Chustą z Manoppello. Każdy, kto odwiedzi Manoppello, będzie mógł sam zrozumieć tę tajemnicę, opierając się na dziele Badde.

Wniosek z lektury jest taki: to znakomita książka, oparta na dowodach, niezwykle przekonująca i potrzebna, a jej znaczenie wykracza daleko poza współczesność. Do tego książkę czyta się lekko i wyśmienicie! 



Opowiem Wam jeszcze jedną ciekawostkę:


Zanim artykuł Badde o odkryciu bisioru w Manopello został wydrukowany w Berlińskiej redakcji „Die Welt”, autor uważał, że jest to objawienie jego życia i powód do chwały dla gazety. Tymczasem w redakcji nie było zainteresowania drukowaniem artykułu. Kolegium redakcyjne uznawało za ważniejsze premierę prasową nowego filmu o Hitlerze, podróż służbową niemieckiego ministra spraw wewnętrznych, tydzień mody w Nowym Jorku, skandal piłkarski, aferę seksualną… Boskie Oblicze schodziło na plan X. 


W czwartek 23 września 2004 roku Badde na 10 stronie gazety zobaczył swój artykuł: „Prawdziwe Oblicze Jezusa”. Oprócz „Die Welt” na stojaku rzucił mu się w oczy duży portret kapucyna św. Ojca Pio. Tego dnia przypadała rocznica śmierci świętego. „Volto Santo w Manoppello jest z pewnością największym cudem, jaki mamy” - zwierzył się swoim współbraciom Ojciec Pio w 1963 roku. Sam przy tym nigdy nie widział i nie nawiedzał wizerunku, a przynajmniej nie w sposób możliwy zwykłym śmiertelnikom…. Rzekomo krótko przed śmiercią Ojciec Pio przyszedł do tego wizerunku, bo tęsknił za podobizną Tego, którego miał nadzieję prędko zobaczyć w Niebie. To była jego ostatnia bilokacja przed śmiercią. Mnie do tej książki nie trzeba było przekonywać, a Ojciec Pio tylko pieczętuje wagę tej absorbującej lektury. 



Całym sercem ją Wam polecam na nadchodzący okres wielkopostny - może to nie jest lektura duchowa, ale kieruje wzrok czytelnika na Boskie Oblicze. Czy można pragnąć innego obrazu, gdy otworzy się oczy po drugiej stronie życia? A gdybyśmy tak obudzili się po śmierci i zobaczyli to, na co patrzymy w życiu  najczęściej? Musimy wpatrywać się jak najwiecej, jak najdłużej, jak najczęściej w Najświętszy Sakrament, szukać Chrystusa, by po drugiej stronie stanąć przed obliczem Boga… żeby nie otworzyć oczu na wieczność, na rozstrajający duszę… ekran… 


„Co Bóg złączy” czyli esej o miłości prawdziwej i nieodwołalnej!

lutego 09, 2024

„Co Bóg złączy” czyli esej o miłości prawdziwej i nieodwołalnej!


Co Bóg złączył” to wspaniały esej o miłości, który pozwala „ludziom dobrej woli” zrozumieć, jakie wyżyny osiągnąć może prawdziwa miłość kobiety i mężczyzny. 


Szalenie spodobała mi się postać samego autora niniejszej publikacji: 


„23-letni młody człowiek, zewnętrznie niczym, poza gwałtownością, nie wyróżniający się od milionów innych, zostaje ogarnięty niezwykłą, niespotykaną, bezinteresowną miłością do wiedzy: „opanowało mnie, wspomina, rodzaj libido sciendi, gorączki poznania”. Korzystając z księgozbioru sąsiadów, pochłania wiedzę. Studiuje filozofię, języki, matematykę, teologię aż do stanu chwilowego przesycenia. Na dłuższa metę nie zawiedzie się jednak - wiedza przyniesie mu radość i równowagę ducha na całe życie. Co więcej - wróci mu wiarę. Wraz z nim nawraca się jego ojciec. Lektura św. Tomasza z Akwinu dopełnia procesu nawrócenia, „odpowiadając - jak pisze Thibon - w pełni moim wymaganiom intelektualnym harmonijnych zaślubin łaski i natury. To dzięki poznaniu otworzyłem się na Boga”. Tak właśnie zrodził się Thibon! Poeta, filozof, moralista, jedna z nietuzinkowych postaci życia umysłowego XX wieku. Ta postać jest dla mnie o tyle niesamowita, że ten człowiek nie ma żadnego dyplomu! Nie pozawala się jednak nazywać samoukiem, bo „książki są najlepszym nauczycielem”. Ten niesamowity umysł pochłaniał dzieła Platona, Seneki, Tomasza, św. Jana od Krzyża, Dantego i Nietzschego w oryginale!!! Mimo braku dyplomu, zostaje przyjęty z otwartymi ramionami do środowiska intelektualistów i czuje się w nim wybornie. W wieku czterdziestu lat, po doświadczeniach wielkiej miłości i bólu po stracie kochanych osób pisze dwie książki, w tym właśnie esej o miłości „Co Bóg złączył”. 


Czymże jest ideał miłości?


„Ofiarowywać się innej istocie, kochać ją pomimo jej nicości, z powodu jej nicości - kochać ją miłością mocniejszą i czystszą niż pragnienie szczęścia, to nie jest możliwe, o ile miłość ludzka nie złączy się i nie stopi z miłością wiekuistą”


W eseju Thibon zawarł cztery szkice, które dotyczą zależności między życiem a duchem, miłością zmysłową a miłością duchową, rozpatruje małżeństwo pod kątem złączenia się dwóch osób i dwóch egzystencji i opisuje próby i oczyszczenia miłości. W drugiej części książki znajdziecie aforyzmy dotyczące kwestii podejmowanych w książce. 



Jaki był cel napisania tego eseju? Thibon pisze: „Jedynym moim celem, przy publikowaniu tych stron, jest dopomożenie kilku duszom dobrej woli, by nie dzieliły tego, co Bóg złączył. Po to jednak najważniejsze jest zrozumienie, że nawet w porządku jak najbardziej doczesnym niemożliwa jest taka pełnia człowieczeństwa, której Bóg nie byłby duszą i centrum”


Książka pomaga powrócić do spójnej wizji świata. Nie odkryjecie tu niczego nowego, żadnego nowego systemu, żadnej nowej doktryny, może nie zrozumiecie dzięki tej lekturze absolutnie wszystkiego w pełni, ale uzmysłowicie sobie korzenie pewnych zjawisk, działanie mechanizmów i kilka fundamentalnych praw, by miłość w sobie zrodzić, obronić ją i doskonalić. To twardo realistyczna książka, bo nie ma dziś pojęcia bardziej rozmytego, przekłamanego, wręcz zmanipulowanego niż właśnie miłość! Miłości bowiem nie można mylić z zakochaniem, które może być najwyżej jej świtem. Miłość, o której mowa, jest uczuciem dojrzałym:„Najpierw kochałem w tobie twe bogactwo. Potem tak drogie było mi Twe ubóstwo. Dziś miłuję ciebie”. Książka napisana jest językiem poetyckim, niebiańsko pięknym, a jednocześnie mocno ściągającym na ziemię: „rodzi się ona [miłość] z wewnętrznej pełni i z podziemnego wysiłku. Jak rzeka rozszerza się i wzmacnia w swym biegu: wszystkie przypadki - wszystkie radości, a nade wszystko wszelkie łzy - przecinające jej bieg są dla niej dopływami…”. Tematem książki jest bowiem ukazanie nieuchronnego okresu próby prawdziwej miłości kobiety i mężczyzny, po której miłość albo umiera, albo zostaje oczyszczona i przeistacza się w „magnus amor - połączenie upojenia i bezpieczeństwa”. Nie znajdziecie tu dobrych rad autora, bo nie jest to żaden podręcznik. Thibon jest świadom trudności i wielu problemów, z którymi stykają się małżonkowie. Autor „mówi o tym, co wielu z nas nosi w sobie, co jest najistotniejsze do życia, ale co jest ogromnie trudne do jasnego pojęcia, a jeszcze trudniejsze do wyrażenia w słowach” 


Do napisania tej książki potrzebny był niewątpliwie dar miłości, mądrości i słowa, oraz najważniejszy… dar wiary i łaska poszukiwania Boga. Dla wszystkich, którzy lubią świadectwa: to świadectwo Gustawa Thibon, cenne, a nawet bezcenne dla osób wierzących! 


Książka została wydana nakładem Wydawnictwa Dębogóra. Oby więcej tak wspaniałych książek na polskim rynku!


 

O zdradzie i nawróceniu... w "Wiernej żonie" Sigrid Undset

stycznia 27, 2024

O zdradzie i nawróceniu... w "Wiernej żonie" Sigrid Undset

 


Gdy Sigrid Undset wydała pierwszą powieść, w podarunku od swej mamy otrzymała książkę pt. "Ptaki przelotne" Steena Steensena Blichera z dedykacją:

" Abyś jako autorka zawsze widziała w Blicherze swój wzór, abyś była nieprzekupna, uczciwa jak on, patrzyła nieustraszenie w oczy życiu, takiemu jakie ono jest i zgodnie z prawdą zdawała sprawę z tego, co widzisz"

Trudno powiedzieć, by było inaczej. Undset w swych powieściach poświęca uwagę grzechowi, poczuciu winy, skrusze i pokucie. Sigrid niczego nie pudruje, nie używa filtrów względem rzeczywistości, pokazuje, że wiara religijna jest zaczątkiem, który można realizować bądź odrzucić. 

Czy wiara jest czymś, co tkwi w nas? Czy może to Siła, która nas przyciąga do siebie, działając podobnie jak siła ciążenia?”

Takie pytania padają w książce, którą otworzyłam późną nocą i trafiłam na szokującą scenę rozmowy: żony z kochanką jej męża... W pierwszej chwili pomyślałam, że fragment wyrwałam z kontekstu i nie rozumiem, do tego późna noc i książka w języku angielskim... nie rozumiem, straszne to, ale nie rozumiem... kto tu jest katolikiem? Kto jest wierny swoim przekonaniom, mimo popełnienia okrutnego grzechu? Dlaczego kochanka spodziewająca się dziecka przychodzi do żony skruszona i informuje, że nie chce żyć z jej mężem? 


„Czy to twoje przekonania religijne sprawiają, że myślisz, że poślubienie kochanka jest tak niemożliwe?”

„Tak” – powiedziała cicho Adinda Gaarder.

„Ale gdzie były twoje przekonania religijne, kiedy związałaś się z żonatym mężczyzną? Bo cały czas wiedziałaś, że jest żonaty, prawda?”

Drugi raz dziewczę skinęło głową.

"Więc nie uważałaś, że to był grzech? Bo o ile rozumiem, teraz porzucasz Sigurda, bo uważasz za grzeszne poślubienie rozwiedzionej osoby?" Adinda Gaarder tylko patrzyła na nią w milczeniu – zachowywała się jak uczennica, która zdaje sobie sprawę, że popełniła coś niewybaczalnego. „Muszę przyznać” – powiedziała z przekąsem Nathalie- „nie rozumiem Twojego rozumowania”.

"Właśnie o to chodzi, w ogóle nie posługiwałam się rozumem"- dziewczyna była teraz bliska łez.

Dlaczego żona, głęboko zraniona, ze zmiażdżonym sercem, mimo wszystko trzyma się ziemskich korzyści takiego związku i mówi kochance (nie bez wyrzutu), że jest egoistką w tym swoim nawróceniu, nie myśli ani o dziecku ani o zwiedzionym cudzym mężu - po ludzku tyle osób będzie cierpieć.... głupota! 

"Miałbym dla ciebie nieskończenie więcej szacunku, gdybyś poniosła konsekwencje swego upadku, jak to się nazywa, jak sądzę. Gdybyś mimo wszystko mniej myślała o sobie, a więcej o dziecku, które mimo wszystko pragniesz urodzić. I o Sigurdzie. Czy sądzisz, że uzasadnione jest pozostawienie go stojącego jak głupiec – kiedy obie jego damy nie chcą mieć z nim nic więcej do czynienia – pozwolić mu dryfować na łasce wiatrów i fal…?


Wstyd... kochance jest wstyd, płacze, żałuje, nie zmniejsza to jej winy, ale pozwala wyznać grzech, wstyd jest dobry... bardzo dobry... 


"Przypuszczam, że uważasz, że to idiotyczne z mojej strony, że tu przychodzę. Chciałam ci powiedzieć, że żałuję zła, które wyrządziłam tobie, a także Sigurdowi, pozwalając, by sprawy dryfowały w złą stronę. Bardzo dobrze wiedziałam, że nie powinnam była się z nim spotykać. Ale zrobiło mi się tak wstyd, że powinnam była to przerwać, nie wiedząc nawet, czy jest we mnie zakochany"


W całym tym zamieszaniu czytelnik dowiaduje się, że małżeństwo Natalii i Sigurda jest bezdzietne...

To taka porażająca scena, że człowiek nie wierzy w to co czyta! Jeszcze raz rzut okiem na okładkę, czy to na pewno Sigrid, głęboki wdech... i czytam jeszcze raz tę samą scenę i jeszcze raz, łapczywie doszukując się treści, dlaczego kochanka po ludzku budzi we mnie wzruszenie??? Dlaczego zdradzona żona zachęca kochankę do trwania w tej grzesznej sytuacji?

„Mówię poważnie. Bardziej niż czegokolwiek innego pragnę, żebyś ty i Sigurd znaleźli sposób na bycie razem w miarę szczęśliwymi. Nie ma sensu, aby życie trojga osób było rujnowane przez jego i twoją lekkomyślność - możemy tak to nazwać? O wiele lepiej, jeśli wy dwoje spróbujecie uratować coś z tej wspólnej katastrofy. Nathalie przygryzła wargę, poczuła histeryczną ochotę się roześmiać"


Dlaczego kochanka tego nie chce?


„- Nie, gdybym wyszła za rozwiedzionego mężczyznę, z pewnością nie mieliby ze mną nic wspólnego. Nigdy więcej nie pozwoliliby mi wrócić do domu”.


- Ale teraz pozwolą ci wrócić do domu? Z dzieckiem?


-Tak, ojciec mówi, że uważa, że ​​powinienem wrócić do domu. A w domu też mam co robić. Mówi, że może poradzę sobie na tyle dobrze, że pewnego dnia będę mogła przejąć gospodarstwo. Jego babcia prowadziła je przez wiele lat, kiedy była wdową. A gospodarstwo też nie jest taki duże…"


Poczucie winy, skrucha i pokuta... Sigrid w tej powieści przedstawia małżeństwo jako dążenie do wspólnoty duchowej przeciwstawiając je popędowi do zespolenia fizycznego, spotykamy tu tomistyczny typ chrześcijaństwa. (por. Andreas H. Winsnes, Sigrid Undset). Na czym ten typ polega? Otóż czysta natura człowieka wymaga wiary jako gwarancji pełnego rozwoju. Czystą naturę należy rozumieć tu jako zdolność do czynienia dobra i poszukiwania prawdy. 

Zaczęłam czytać książkę od początku, by dowiedzieć się więcej o tytułowej bohaterce. Dom, w którym wyrastała, cechował abstrakcyjny liberalizm. Rodzice byli łatwowierni i naiwni. Chrześcijaństwo traktowali jako przestarzałą, zamierzchłą wręcz epokę. Ojciec atakował księży i Kościół, ale popierał liberalnych teologów. Wiele się dowiadujemy o jej rodzinie podczas pogrzebu jej ojca:


„Mamie bardzo zależało na odprawieniu nabożeństwa pogrzebowego w kościele. Wydawało się to dość dziwne: Nathalie przypomniała sobie czas, kiedy jej ojciec nigdy nie przepuścił okazji do ataku na duchowieństwo i Kościół państwowy. To prawda, że ​​wspierał liberalnych teologów i wszystko, co nazywało się chrześcijaństwem o szerokich horyzontach, ilekroć kłócili się z ortodoksją. Ale niewątpliwie stało się tak tylko dlatego, że wierzył, że wszystko, co mieści się w kręgu liberalizmu i otwartości, musi koniecznie należeć do jego partii. I z pewnością mama też nie była zbyt kościelną kobietą – popierała historycznego Jezusa, ponieważ utrzymywała, że ​​był on jednym z pionierów praw kobiet, podczas gdy duchowieństwo i Kościół nigdy nie robiły nic innego, jak tylko uciskały jej płeć. Teraz mówiła tak, jakby przez całe życie była ortodoksyjną członkinią zboru. Wzruszające było widzieć, jak bardzo była szczęśliwa, że tata został pochowany w kościele”


Rodzice Natalii byli tak zajęci, że nigdy nie mieli czasu. Ragna, siostra Natalii, mówi o matce: ,,Można by myśleć, że swoje dzieci znalazła przypadkowo w koszu od papieru, kiedyś między dwoma zebraniami zarządu". Słowem: nowoczesny dom!


Uważali, że wiara w autorytet musi być zwalczona, aby mogło powstać bardziej wolne i samodzielne pokolenie. Ale stało się wręcz przeciwnie. Nowe pokolenie było, tak spragnione autorytetu, że samemu diabłu zaprzysięgłoby dozgonną wierność tylko dlatego, że był on bezsporną osobowością przywódczą".


Mąż Natalii pochodzi z rodziny chłopskiej, gdzieś z Österdalen. Reprezentuje sobą prawdziwy zdrowy chłopski rozsądek. Uważa, że ludzie w obecnych czasach żyją w tak szybkim tempie, iż więdną, zanim dojrzeją.


A tak o swojej relacji z mężem mówi Natalia:


Relacje między nimi zawsze były całkowicie fizyczne. Tyle że to jest rzecz trudna do ustalenia, bo mało kto wie, co to znaczy, a ci, którzy wyobrażają sobie, że ich miłość jest fizyczna, często wiedzą o tym najmniej. Zawsze zdawała sobie sprawę na przykład, że Sigurd nie był osobą inteligentną. Choć wszystkie egzaminy zdał z wyróżnieniem; był zdolny do nauki. Ale jego mózg pracował powoli, a pewna skromność lub brak pewności siebie często sprawiały, że jego opinie były jakby tępe. Nienawidził wyrażać opinii na temat czegoś, czego nie rozumiał, a wiedział całkiem dobrze, kiedy czegoś nie rozumiał. Pod tym względem był bardzo mądry. W sumie nie lubił rozmawiać, choć lubił siedzieć i rozmawiać w kameralnym otoczeniu”


Oboje cenią sobie życie rodzinne. Natalia jest z natury oddaną żoną. Nic nie jest bardziej oczywiste, jak to, że należy tylko do niego na zawsze. Jej zdaniem nawet starzenie się może oddaniu wyjść tylko na dobre. Gdy się spotkali, zrozumiała od razu, że tak było. Otrzymali rzeczywiście rzadki dar, wielką miłość. Ale nawet i oni próbują na swój użytek nieco zreformować instytucję rodzinną. Ona ma pracę poza domem, co było zrozumiałe; nie mieli bowiem dzieci. Lecz Sigurdowi nie bardzo się to podoba. Teraz, gdy warunki już tego nie wymagają, wygląda na to, że jej sprawy odciągają ją nieco od domu. Nie podobało mu się zresztą również wcale, że nie mieli ślubu kościelnego. Żyli ze sobą, zanim się pobrali. Różnica polegała więc tylko na tym, że obecnie stosunek ich został zalegalizowany także w oczach innych ludzi.


Przyczyny niewierności Sigurda nie tkwią jednak w tych okolicznościach, które skądinąd stwarzają niekorzystny klimat dla małżeństwa. A jednak jego niewierność jest dla nich obojga wstrząsem. Serce Natalii zostaje zmiażdżone.


Złamane serce. Kiedyś uważała to za idiotyczną metaforę. Wyobraziła sobie bowiem szklaną rzecz, która z trzaskiem roztrzaska się na kawałki. Ale teraz czuła się tak, jakby serce zostało w niej zmiażdżone, tak jak dłoń ściskana na miazgę w drzwiach; przypomniała sobie kilku harcerzy, z którymi ona i Sigurd pojechali wiele lat temu do Rafstad; jednemu z nich ciężko zmiażdżono rękę drzwiami wagonu.


Spojrzała na siebie w lustrze. Oczy miała dobrze osadzone, dość głęboko, w ładnie ukształtowanych oczodołach. Ale pełnia wokół nich zniknęła, powieki były cienkie i pokryte drobnymi zmarszczkami. Zakłamali całą jej dobrze zachowaną młodość. Och, do diabła, weź to, ta zmumifikowana młodość, której wymaga życie zawodowe - nie można sobie pozwolić na starzenie się, gdy trzeba ciągle spotykać ludzi, dla których to, przez co się przeszło, jest sprawą całkowitej obojętności”


Decydującym momentem w opowiadaniu jest sprawa młodej dziewczyny, kochanki Sigurda, która nie chce go poślubić. To nie znaczy, żeby nie była zakochana w Sigurdzie. Ale uważa, że nie ma do tego prawa. Jej rodzice są katolikami. Nie uznają ,,boskiego prawa wielkiej miłości". Ona nie może postąpić ze sobą i z życiem, które jest w niej, według własnego widzimisię. Sama to również rozumie. Wdała się w coś, co było sprzeczne z jej religijnym przekonaniem, z porządkiem, o którym wiedziała, że ma swe źródło w miłości większej niż jej miłość. Jest również słaba. Ale to, co najlepsze w niej, znajduje oparcie w czymś poza nią samą, w jakimś porządku. Staje się silna i może ponieść konsekwencje swego błędnego kroku. Dziecka się nie pozbędzie. Ale może zniknąć z życia Sigurda. I to jest prawdziwa postawa człowieka po upadku - upadku, z którego wyciągnąć go może tylko żal za grzechy, jego wyznanie i mocne postanowienie poprawy.

Wiara religijna, która w gruncie nigdy nie była Sigurdowi całkowicie obca, uaktywnia się w związku z tą historią. Uczucie wstydu, a przede wszystkim niespodziewana stałość przekonań jego kochanki budzą go.


Małżeństwo Sigurda i Natalii odradza się. Dla Sigurda tym razem nie jest ono już tylko instytucją społeczną, lecz również sakramentem, w którym spotykają się Bóg i człowiek. Natalia nie bardzo rozumie jego nowe poglądy i słowa, że nic się nie może poszczęścić, gdy człowiek lekceważy najistotniejszą rzeczywistość, w której żyje. Rzeczywistość? - pyta z lekkim szyderstwem. ,,Czy ta cała twoja religia to raczej nie są marzenia wyrosłe z pragnień?" Sigurd odpowiada: ,,Jeżeli masz być uczciwa, Natalio, czy nie przyznajesz mi racji, że wielu z twoich znajomych, którzy mówią, że nie wierzą w Boga, w gruncie rzeczy pragnie, aby istniał i był tą Rzeczywistością, która obejmuje wszystko, jak dłoń i nic nie może się wymknąć między Jego palcami?" Nie, musi przyznać, że Bóg nie jest jej pragnieniem. Nie pojmuje wcale, co to za radość dla Sigurda być chrześcijaninem. Lecz jest tak szczęśliwa, że rozstanie z Sigurdem skończyło się i uważa, że "byłoby pięknie mieć kogoś, komu by można podziękować".


"Wierna żona", oto książka, która mnie poruszyła podobnie jak "Krzak gorejący"  Sigrid Undset. 

Powieść ta jest hymnem na cześć idei chrześcijańskiego małżeństwa, na cześć tradycyjnej instytucji rodziny chrześcijańskiej. Uczciwość chrześcijańska, do której dociera grzesznik w tej powieści, szokuje w czasach powszechnego relatywizmu, kryzysu małżeństwa i rodziny, burzenia ostatnich autorytetów, masowego unieważniania małżeństw i zawierania ponownych ślubów kościelnych, a ostatnio nawet prób dopuszczenia ludzi ze związków niesakramentalnych do przyjmowania Komunii Świętej, Undset pokazuje nam katolicyzm, który dziś chciałoby się nazywać "tradycyjnym", choć  jeszcze niedawno, był... powszechnym... Grzech nie pobłogosławiony a nazwany grzechem prowadzi do nawrócenia nie tylko grzesznika, ale i ludzi z jego otoczenia, nawet tych skrzywdzonych. 

Warto sięgnąć po tę książkę, choć wiem, że jest bardzo trudno dostępna - na pewno jest w bibliotekach w większych miastach. Gdybyście myśleli, że zdradziłam tu zbyt wiele treści, to uprzedzam, że to nic bardziej mylnego - wątek młodej dziewczyny, która swym upadkiem budzi z letargu i prowadzi tym samym do nawrócenia wielu osób jest bardzo ciekawy, a nawet mocno wzruszający. Jeśli nie znajdziecie książki w polskim tłumaczeniu, to zachęcam do sięgania po tłumaczenie na angielski - czyta się dość dobrze. 

Poniżej zostawię Wam jeszcze kilka cytatów w moim tłumaczeniu:

„Myślała, że ​​jest wciąż młoda – wyglądała młodo, czuła się młodo. Ale młodości z wczesnych lat – nie można jej w pełni przypomnieć sobie, gdy już minęła, nie można jej odzyskać, nie można jej symulować”


„I powiem ci jedno: posiadanie dzieci zmienia mężczyznę co najmniej w takim samym stopniu co jego żonę. To znaczy, jeśli w ogóle nadaje się na ojca. To czyni go takim wiarygodnym”


„Patrząc na siostrę, Nathalie przyszło do głowy, że przeciwieństwem młodości nie jest starość, że młodość i starość to tylko etapy tego samego procesu – braku wieku”


„Gdyby tylko mieli dzieci, chętnie zrezygnowałaby ze swojego stanowiska i całą swoją siłę roboczą wykorzystała do zarządzania tym, na co Sigurd był w stanie zarobić. Ale tak się składało, że nie mieli dzieci. I dlatego ofiara byłaby bez znaczenia. I w końcu żyli szczęśliwie przez szesnaście lat, a jedyną więzią między nimi była miłość.


Ich solidarność była silna i pewna, mimo że ich życia były w dużej mierze od siebie niezależne. Bo tacy byli. Ich twórczość to dwa światy, w których jeden zajmował się czymś, o czym drugi nic nie wiedział. Sigurd nie wiedział więcej o sztuce i rzemiośle niż większość wieśniaków, którzy porzucili rzemiosło. A kiedy po raz pierwszy się pobrali, próbował dać jej kurs elektrotechniki – stwierdził, że komiczne było to, że ona i wszystkie inne kobiety spędzały całe życie na obracaniu przełączników, prasowaniu, szyciu, zamiataniu i gotowaniu przy użyciu prądu, tak naprawdę nie wiedząc czegokolwiek na ten temat. Jego gorliwość była tak wielka, że ​​nie mogła oderwać od niego oczu, a to, co mówił, wchodziło jednym uchem i wychodziło drugim”


Czytaliście coś autorstwa Sigrid Undset? Chciałabym, by ta autorka przeżyła w Polsce swoisty renesans... tyle pięknych książek napisała, a tak niewiele się o nich mówi...