Pokazywanie postów oznaczonych etykietą reportaż. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą reportaż. Pokaż wszystkie posty
Boskie Oblicze a kultura obrazu w masmediach

lutego 11, 2024

Boskie Oblicze a kultura obrazu w masmediach


 

Żyjemy w epoce rozwiniętych mediów i kultury obrazów. Czasem jeden obraz mówi człowiekowi więcej, niż tysiąc słów. Stąd popularność mediów społecznościowych, instagramowych zdjęć i kolorowych rolek. 


Książka, po którą sięgnęłam dzięki uprzejmości Wydawnictwa Jedność, maluje przede mną arcyciekawą historię, dedykowaną współczesnemu konsumentowi obrazów. Postmodernistyczny człowiek wypatruje i wierzy w tysiące absurdalnych rzeczy, od talizmanów i amuletów, poprzez horoskopy, wróżenie z fusów, po UFO i piramidy energetyczne. Człowiek po prostu nie może żyć bez wiary, podświadomie duchowo wciąż szuka Boga, jeśli nie wierzy w to co oczywiste i prawdziwe, czyli w Bożą Prawdę, znaną od 2000 lat, wcieloną w Chrystusie i objawioną w Nowym Testamencie, to swą wiarę skieruje w nicość, którą przerobi się na przedmiot rynkowy „szyty na miarę”. Tymczasem współczesny konsument obrazów zaczyna dostrzegać fotomontaże, fałszywe przerobione pod publikę zdjęcia, filtry. Zaczyna pragnąć autentyczności…, autentyczności, którą chciałby „udowodnić”. 



Książka, której tematem jest Boskie Oblicze, rozpoczyna się od słów: „Po pierwsze: istnieje autentyczny obraz Boga. Po drugie: przez długi czas miał go Watykan. Po trzecie: od około czterystu lat wizerunek ukrywa się przed światem w niewielkiej mieścinie. Po czwarte: jak go odnalazłem i obfotografowałem. Jesteś tam? Hej?”


zatrzymałam się na tych słowach… tylko my, chrześcijanie korzystamy z prawa do odmalowania Boga, a żydom i muzułmanom robić tego nie wolno. Tylko dla chrześcijan „Słowo stało się ciałem”.



Istnieją dwa prawdziwe niebiańskie obrazy, które są potwierdzeniem naszej wiary: jeden to autoportret Matki Bożej, który można zobaczyć w Meksyku-Tepeyac jako Najświętszą Dziewicę z Guadalupe. Drugi obraz pochodzi od naszego Pana Jezusa Chrystusa, który swój autoportret z Niedzieli Zmartwychwstania pozostawił na jedwabnej tkaninie w Manoppello we Włoszech, aby wszyscy mogli go zobaczyć. 



Paul Badde, urodzony w 1948 r., historyk, który  przez długi czas pracował jako redaktor w „Frankfurter Allgemiene Zeitung”, od 1998 roku jest redaktorem pisma „Die Welt”, obecnie jest korespondentem w Rzymie i w Watykanie. Dziennikarz nieprzypadkowo w epoce rządzących światem multimediów odkrywa niejako na nowo chustę z Manoppello, pozostawiając wątpienie wyłącznie agnostykom, którzy przedkładają przesądy ponad wiarę. 


Paul Badde przeprowadza na naszych oczach niejako pewien proces dowodowy, który powinien przeczytać absolutnie każdy! 



Podczas czytania dałam się ponieść euforii książki i tajemniczości płótna, na którym ma znajdować się fotograficzny wizerunek zmartwychwstałego człowieka. Autor postępuje bardzo skrupulatnie, sam mierzy płótno z Manoppello i przedstawia dowody, które demaskują wersję przechowywaną w Bazylice św. Piotra.



Od około 2000 lat krążyły pogłoski, że ludzkość posiada prawdziwy obraz, niemal fotografię Jezusa. Mówi się, że ten obraz nie został namalowany rękami ludzkimi. Miliony pielgrzymów czciły i wierzyły w ten obraz. W 1506 roku rozpoczęto prace nad budową kolumny w nowej Bazylice św. Piotra w Rzymie. Ale nagle nastąpiła katastrofa, której wymiar kryminalny rekonstruuje szczegółowo Paul Badde: obraz znika, jego istnienie ginie we mgle legend. Paul Badde bada zagadkę historyczną z detektywistyczną skrupulatnością. Z pomocą przychodzi mu przypadek. Setki elementów „układanki” idealnie do siebie pasują. I nagle staje w zaginionym miasteczku w Abruzji przed tkaniną wykonaną z jedwabiu muszlowego, najdroższej tkaniny w starożytności – i musi sobie powiedzieć: To jest wizerunek Jezusa. Świat jest zaproszony do krytycznej oceny jego odkryć, a Ty, drogi Czytelniku, zaproszony jesteś do lektury tej arcyciekawe książki. 




Skrupulatne badania naukowe nie są fikcją, lecz opierają się na sprawdzalnych faktach; gęstość łańcucha dowodów i ich rygorystyczność są imponujące i w rzeczywistości: nie ma ani jednego dowodu naukowego, który by zaprzeczał przedstawianym w książce faktom. „Chusta wydaje się malowana światłem, bo pod mikroskopem nie odkryto w ogóle żadnych śladów farby. Natomiast po podświetlenie wizerunek robi się przejrzysty jak szkło i znikają też kompletnie załamania”. Choć bisior jest odporny na kolory, to jednak nie jest malowany (jak niedawno odkrył prof. Baraldi, wbrew sensacyjnym doniesieniom ZDF). Badde ustala, że ​​chusta z Manoppello nie reaguje na parametry koloru. Autor w imponujący sposób opisuje swoją drogę badawczą, w szczególności interesujące są spotkania z siostrą Blandiną, która wprawiła w ruch łańcuch przyczynowo-skutkowy z początkowo wyśmiewaną, a obecnie zweryfikowaną tezą o zgodności Całunu Turyńskiego z Chustą z Manoppello. Każdy, kto odwiedzi Manoppello, będzie mógł sam zrozumieć tę tajemnicę, opierając się na dziele Badde.

Wniosek z lektury jest taki: to znakomita książka, oparta na dowodach, niezwykle przekonująca i potrzebna, a jej znaczenie wykracza daleko poza współczesność. Do tego książkę czyta się lekko i wyśmienicie! 



Opowiem Wam jeszcze jedną ciekawostkę:


Zanim artykuł Badde o odkryciu bisioru w Manopello został wydrukowany w Berlińskiej redakcji „Die Welt”, autor uważał, że jest to objawienie jego życia i powód do chwały dla gazety. Tymczasem w redakcji nie było zainteresowania drukowaniem artykułu. Kolegium redakcyjne uznawało za ważniejsze premierę prasową nowego filmu o Hitlerze, podróż służbową niemieckiego ministra spraw wewnętrznych, tydzień mody w Nowym Jorku, skandal piłkarski, aferę seksualną… Boskie Oblicze schodziło na plan X. 


W czwartek 23 września 2004 roku Badde na 10 stronie gazety zobaczył swój artykuł: „Prawdziwe Oblicze Jezusa”. Oprócz „Die Welt” na stojaku rzucił mu się w oczy duży portret kapucyna św. Ojca Pio. Tego dnia przypadała rocznica śmierci świętego. „Volto Santo w Manoppello jest z pewnością największym cudem, jaki mamy” - zwierzył się swoim współbraciom Ojciec Pio w 1963 roku. Sam przy tym nigdy nie widział i nie nawiedzał wizerunku, a przynajmniej nie w sposób możliwy zwykłym śmiertelnikom…. Rzekomo krótko przed śmiercią Ojciec Pio przyszedł do tego wizerunku, bo tęsknił za podobizną Tego, którego miał nadzieję prędko zobaczyć w Niebie. To była jego ostatnia bilokacja przed śmiercią. Mnie do tej książki nie trzeba było przekonywać, a Ojciec Pio tylko pieczętuje wagę tej absorbującej lektury. 



Całym sercem ją Wam polecam na nadchodzący okres wielkopostny - może to nie jest lektura duchowa, ale kieruje wzrok czytelnika na Boskie Oblicze. Czy można pragnąć innego obrazu, gdy otworzy się oczy po drugiej stronie życia? A gdybyśmy tak obudzili się po śmierci i zobaczyli to, na co patrzymy w życiu  najczęściej? Musimy wpatrywać się jak najwiecej, jak najdłużej, jak najczęściej w Najświętszy Sakrament, szukać Chrystusa, by po drugiej stronie stanąć przed obliczem Boga… żeby nie otworzyć oczu na wieczność, na rozstrajający duszę… ekran…